środa, 10 września 2014

Rozdział XI




            W zasadzie ledwie od chwili, gdy dzień wcześniej odzyskała przytomność w Skrzydle Szpitalnym, Hermiona nie miała wątpliwości, że prędzej czy później zagości u niej pewien nadzwyczaj irytujący Ślizgon. Nie powinna więc być zdziwiona, kiedy, obudziwszy się, zamiast rażącego światła i białego sufitu, ujrzała nad sobą parę zimnych szaro-niebieskich oczu. Mimo to zamrugała zszokowana, na początku nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Dopiero po krótkiej chwili w miarę oprzytomniała i zrozumiała, że właścicielem owej pary oczu był Draco Malfoy, który bynajmniej nie przyszedł jej odwiedzić… A przynajmniej nie w takim sensie, jak inni by to zrobili. Chłopak nie byłby sobą, gdyby nie miał w tym jakiegoś celu.
— Malfoy… — Ziewnęła szeroko, co spotkało się z jego urażonym spojrzeniem. —  Co ty tu robisz?
            — Granger — przywitał się. — Mnie również bardzo miło cię widzieć. Tak, oczywiście, wszystko w porządku, ale dzięki, że zapytałaś — dodał z ironią. — Och, daj spokój, przecież wiesz, z jakiego powodu tu jestem.
            Musiała minąć chwila, nim do Hermiony dotarło, co jej gość miał na myśli. Niemal od razu zniknęło wcześniejsze otępienie, a na jego miejscu pojawiło się niczym nieskrępowane podekscytowanie.
            — Znalazłeś coś?
            — O tym za chwilę. — Uśmiechnął się perfidnie. — Najpierw powiesz mi, co spieprzyłaś. Granger, miałaś tylko wywołać zamieszanie, a nie wysadzać klasę…
            — Nie wysadziłam klasy!
            — To jak to nazwiesz? Poza tym, prawie zapomniałem ci pogratulować – dokonałaś czegoś, co nie udało się nawet Longbottomowi, chociaż wszyscy jesteśmy świadkami, że przez te siedem lat bardzo się starał. Pewnie twoje pieski są z ciebie bardzo dumne, co? Wygląda na to, że święta Granger nie jest taka święta, jak wszyscy sądzą — zakpił.
            — Daruj sobie tę ironię, Draco. Wystąpiły tylko pewne… Komplikacje. — Niedopowiedzenie stulecia. To tak, jakby powiedzieć, że Lord Voldemort był malutkim kłopotem.
            Malfoy tylko uniósł brwi, a kiedy się odezwał, w jego głosie brzmiało powątpiewanie podszyte dużą dawką złośliwości:
            — Doprawdy? To dlaczego Snape musiał otworzyć nową salę, która była nieużywana od lat? Bo jak na mój gust, był trochę przywiązany do swojej klasy i coś mi się nie wydaje, by po przeleżeniu tutaj trzech dni nagle zmienił zdanie z powodu malutkich komplikacji, jak ty to nazwałaś.
            Puściła pomimo uszu przytyk do jej wcześniejszych słów, zainteresowana wyłapaną spomiędzy wierszy informacją o nowej sali. Miała świadomość, że w Hogwarcie jest mnóstwo pomieszczeń, w których nigdy nie była – nie żeby jej przyjaciele nie próbowali dostać się do środka – lecz nie sądziła, że odwiedzi jedno z nich w podobnej sytuacji.


Szczególnie w lochach wprost roiło się od takich miejsc. Jeśli te na wyższych piętrach, były opieczętowane zaklęciami, z tymi na dole mogły konkurować tylko zabezpieczenia gabinetu Snape’a. Jednakże biorąc pod uwagę historię zamku, wolałaby, aby za zamkniętymi przy pomocy zaklęć drzwiami kryły się rzeczy bardziej… Ekscytujące? Hermiona skłamałaby, gdyby nie powiedziała, że nieco ją to rozczarowało.
            — Nowa klasa? Harry i Ron coś o tym wspominali…
            — No tak. W sumie mnie to nie dziwi. Włóczyli się po ciszy nocnej, kiedy profesor Snape ich przyłapał. Dostali szlaban, na którym musieli uprzątnąć nową salę. — Jego twarz rozjaśnił uśmiech satysfakcji. — Te twoje pieski nie są zbyt inteligentne, Granger.  Nie znam nikogo innego, kto uznałby za stosowne bawić się łajnobombami tuż pod nosem któregoś z nauczycieli… A już w szczególności Snape’a.
            — Oni…
             — … są debilami — podpowiedział usłużnie blondyn. — Tak, wiem.
            Hermiona czuła się zobowiązana, by gorąco zaprotestować, choć sama czasem również odnosiła podobne wrażenie. Czego by nie powiedzieć, prawdą było, że Harry i Ron nadzwyczaj często robili głupoty i w większości unikali kary tylko dzięki jej interwencji i nadzwyczajnemu szczęściu, które niestety nie szło w parze z rozumem i rozsądkiem. Jednak pomimo tej świadomości, ich przyjaźń do czegoś zobowiązywała, nawet jeśli miała zaprzeczyć oczywistemu. Choć może Hermiona osobiście ujęłaby to nieco mniej dosadnie… Aczkolwiek z drugiej strony, chłopcy nierzadko mieli też swoje chwile, w których ulegali przebłyskom geniuszu. Właśnie te momenty decydowały niejednokrotnie o tym, że przeżyli aż do czasu, by zacząć śmiać się z przygód, w których niegdyś wspólnie uczestniczyli.
            — Oni nie są debilami, Malfoy! Pamiętaj, o kim mówisz. Poza tym, może przypomnę ci twoich drogich przyjaciół, Grabbe’a i Goyle’a? — Spojrzała ostrzegawczo na chłopaka, po czym pokręciła ze zrezygnowaniem głową. — Zresztą zostawmy to. Ty wiesz swoje, ja swoje i tyle wystarczy… Zawsze możemy zgodzić się, że się nie zgadzamy.
            W pierwszej chwili myślała, że będzie się z nią sprzeczał, lecz po raz kolejny młody Malfoy zadziwił Hermionę, gdy z nikłym skrzywieniem warg przyznając jej rację. Wprawdzie zrobił to dość niechętnie, jednak samo to, że chłopak był do tego zdolny, wydało się jej nieco dziwaczne.
            — Fakt. Chyba trochę odbiegliśmy od tematu.
            — Chociaż ciekawa jestem, skąd ty o tym wiedziałeś. — Hermiona nie mogła się powstrzymać, by tego nie dodać, mimo wcześniejszego zakończenia tematu.
            Draco przewrócił oczami.
            — Powiedzmy, że mam siatkę informacyjną.
            — I wcale to nie ma związku z tym, że włóczyłeś się po nocy?
            — Ja? — Chyba nawet anioł nie mógłby przybrać bardziej niewinnej miny. — O co ty mnie posądzasz? Po prostu jako Malfoy jestem zobowiązany, aby wiedzieć o wszystkim.
            Hermiona pokręciła głową i uśmiechnęła się szeroko, jednocześnie poprawiając na poduszkach. Zaraz tego jednak pożałowała, gdyż poczuła tępy ból promieniujący z nadal poobijanych żeber. Jęknęła cicho, lecz kiedy chłopak nachylił się, zamierzając jakoś pomóc, powstrzymała go ruchem dłoni. Na chwilę zacisnęła powieki, a kiedy na powrót je rozwarła, dyskomfort już ustąpił. Jeśli miała być szczera, dziwnie się czuła, widząc, że Malfoy wyraża pewną troskę w stosunku do niej. Trudno było przyzwyczaić się nawet do zawieszenia broni, ale coś takiego… Chłopak nachylający się nad nią i przekomarzający się wesoło zdecydowanie nie przypominał Ślizgona, którego zawsze znała. Do którego poniekąd się przyzwyczaiła.
            — Spokojnie, nic mi nie jest. Nadal trochę bolą mnie żebra, ale… — Uspokoiła go, gdy okazało się, że pomimo upływu czasu nie zmienił pozycji.
            — Na pewno?
— Tak, Draco, dziękuję…— przerwała na chwilę, uśmiechając się do niego blado. — A teraz: co powiedział ci Snape? — Jej słowa wywołały grymas na jego twarzy.
Chłopak skrzywił się lekko. Nie było mu na rękę przyznawać się, że jego chrzestny zbył go niczym jakiegoś – nie przymierzając – głupiego Gryfona i stwierdził, że to, co miało miejsce zanim znalazł się z tą kretynką w jeziorze, nie było w najmniejszym razie jego sprawą. Draco nie był w najmniejszym razie przyzwyczajony do takiego traktowania, szczególnie przez Snape’a, który zawsze go faworyzował i traktował niemal jak równego sobie. Dziwne, że było tak wtedy, gdy chłopak zachowywał się jak rozwydrzony bachor, a gdy już dorósł, Mistrz Eliksirów trochę zmienił swoje nastawienie, gdy rozmawiali prywatnie.
Zacisnął zęby, a jego wzrok stwardniał.
— Nic.
Aż zamrugała ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była pewna, że profesor opowiedział Draconowi o wszystkim, nie chcąc zmarnować takiej szansy na upokorzenie jednego z Gryfonów, w szczególności zaś tej trójki. Znając profesora Snape’a, ten z grubsza wyjaśniłby Ślizgonowi sytuację, koloryzując niektóre fakty. W pewnym sensie Hermiona też na to liczyła, będąc ciekawą, jak wytłumaczyłby chrześniakowi to, co się stało. Sama nie miała pojęcia o wydarzeniach, które rozegrały się od momentu, gdy zaczęli spadać. Pamiętała jedynie światło, które ją oślepiło i mocne, wypierające tlen z płuc uderzenie. Potem zaś była już tylko nieprzenikniona ciemność…
— Że niby jak?
— Granger, nie denerwuj mnie z łaski swojej. Nic. Mi. Nie. Powiedział — powtórzył wyraźnie, wypowiadając każde słowo przez zęby, zupełnie jakby miał do czynienia z niedorozwiniętym dzieckiem. — Więc nie rób głupiej miny i wytłumacz, co się stało.
            Hermiona zignorowała jego ton i zaczęła opowiadać. Najpierw o tym, co działo się w klasie eliksirów, a potem o wydarzeniach w podziemiach zamku. Kiedy doszła do momentu, w którym Snape próbował wydobyć od niej wyjaśnienia przy pomocy legilimencji, brwi Malfoya podniosły się w wyrazie niedowierzania. Nie mogąc się powstrzymać, przerwał jej:
            — Naprawdę niczego się w ten sposób nie dowiedział?
            — Wydaje mi się, że nie zdążył obejrzeć wspomnienia o tobie i o tym, czego szukaliśmy… A raczej szukamy. Zobaczył za to w większości to, co działo się w jego klasie, ale wydaje mi się, że raczej nic poza tym. Problem w tym, że wie, że rozmawialiśmy… No chyba że nie zwrócił na to uwagi, w co wątpię.
            Chłopak aż pokręcił głową.
            — I mówisz, że nigdy nie uczyłaś się oklumencji?
            Przez chwilę zastanawiała się, ile może mu powiedzieć. W końcu jednak doszła do wniosku, że jeśli ich współpraca miała przebiegać pomyślnie, powinni być ze sobą szczerzy w sprawach, które jej dotyczą. Nie uśmiechało jej się to, ale równocześnie nie istniała inna opcja. Gdyby któreś z nich pominęło jedną z informacji, mogłoby się okazać, że nic się nie dowiedzą, bo była ona kluczowa. Nie chciała tego ryzykować, choć jednocześnie bała się, że nieopatrzenie może zdradzić zbyt dużo.
            — W piątej klasie Harry miał lekcje ze Snape’em i opowiadał mi, co się na nich działo. Poza tym parę razy coś o tym czytałam oraz pomagałam mu w ćwiczeniach. To wszystko.
            — Zdajesz sobie sprawę, że Snape jest mistrzem legilimencji? Przez lata udawało mu się ukrywać prawdziwe informacje dotyczące Zakonu Feniksa przed Czarnym Panem. Granger, musiałaś mieć cholerne szczęście, że udało ci się powstrzymać go przed obejrzeniem tych wspomnień. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale… Nie używając nawet różdżki… Niech cię. Jestem pod wrażeniem! — wykrztusił, otrząsnąwszy się z początkowego szoku. — Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe.
            Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła.
            — Popchnęłam go…
            Zamrugał. To by wszystko wyjaśniało… Chociaż nigdy nie wpadłby na równie banalne wyjaśnienie sukcesu Gryfonki. Jedyne, co go zastanawiało, to powód, który spowodował aż takie rozproszenie Snape’a, że ten nie przygotował się na taką ewentualność. Profesor szczycił się żelazną samokontrolą i chyba nic nie mogło go wytrącić z równowagi. Fakt, często się wściekał, szczególnie zaś na lekcjach. Lecz gdy sytuacja tego wymagała, znosił wszystko z chłodnym i złośliwym uśmiechem, w żadnym wypadku nie tracąc zimnej krwi.
            — To jeden raz. A potem?
            — Już nie próbował.
            To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
            — Wiesz, że ci nie odpuści?
            — Wiem — odparła zmartwiona. — Chyba powinnam nauczyć się oklumencji, prawda?
            Nim odpowiedział, minęła dobra chwila, podczas której szybko rozważał wszystkie za i przeciw. Teoretycznie, negatywne strony sprowadzały się do spędzania z Granger o wiele większej ilości czasu niżby chciał oraz ukrywania się, lecz w końcu robiłby to dla dobra sprawy. Miał tylko nadzieję, że nie obróci się to przeciwko niemu. W tym samym czasie Hermiona przypatrywała mu się uważnie, zapewne zastanawiając się, o czym myśli. Kiedy w końcu zdecydowała się przerwać ciszę, to on odezwał się pierwszy:
            — Nie ukrywam, że jest mi to bardzo nie na rękę, Granger, ale nauczę cię. Fakt, poprzednim razem miałaś szczęście – cholerne szczęście – jednak musiałaś zauważyć, że Snape nie był tak skupiony i uważny jak zazwyczaj. Na ogół się tak nie zachowuje. Wie, że coś jest na rzeczy i będzie próbował to odkryć, a wtedy… Dowie się wszystkiego i nas zabije. — Końcówka była nieco dramatyczna, jednak Draco nie miał wątpliwości, że Mistrz Eliksirów nie wybaczy im tego wtargnięcia w jego prywatność. Swą wściekłość zaś w większości skieruje na młodego Malfoya, który w tak perfidny sposób wykorzystał jego zaufanie. A w końcu powszechnie znanym faktem było to, że podobnie jak sympatią, Severus Snape nie obdarzał nim łatwo; na to, by komuś ufał, taka osoba musiała ciężko i długo pracować. — Uwierz mi, jeśli to się stanie, perspektywa wyrzucenia ze szkoły będzie naszym najmniejszym zmartwieniem.
            Zgodziła się z nim kiwnięciem głowy. Nie było dla niej zdziwieniem, że Malfoy znał i często praktykował zarówno oklumencję, jak i legilimencję. Zaskoczyła ją za to jego propozycja – a raczej stwierdzenie faktu;  mimo to ani przez chwilę nie miała wątpliwości, iż robił to tylko i wyłącznie dla sprawy. Hermiona nie wiedziała tylko, że w głowie Draco kłębią się niemal identyczne myśli.
            — Ale gdzie? W Pokoju Życzeń? I kiedy? — Zaczęła zastanawiać się na głos.
            Skwitował to tylko pogardliwym prychnięciem.
            — Jakbyś jeszcze nie zauważyła, Granger, oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi i mamy wspólny salon, do którego nikt prócz nas nie ma wstępu bez naszej zgody. Pokój Życzeń za to odpada, bo po wojnie prawie każdy w zamku wie, gdzie jest.
            — Jakbyś jeszcze nie zauważył, ja nadal mieszkam w wieży Gryffindoru — odparowała, zakładając ręce na piersiach.
            Uniósł brwi.
            — A po cholerę? Nie możesz się rozstać ze swoimi pieskami, czy co? — Zmierzył ją wzrokiem. — Zresztą nie obchodzi mnie to i w sumie nie chcę wiedzieć. Po prostu się przenieś i będzie po sprawie. Codziennie po godzinie wieczorem powinno wystarczyć, żebyś po miesiącu już jako tako dawała sobie radę… Mimo to mam nadzieję, że wiesz, że pod żadnym pozorem masz nie patrzeć mu w oczy?
            — Masz mnie za głupią? — oburzyła się. — Jakbym nie miała nic lepszego do roboty niż gapić się na Snape’a!
            — Po prostu zawsze, gdy będzie w pobliżu, masz spuszczać wzrok i tyle. Powinno być dobrze, chyba że znowu coś spieprzysz.
            Była to oczywista aluzja do zniszczonej klasy profesora Snape’a. Hermiona miała przynajmniej tyle przyzwoitości, by przyznać się przed sobą, że Malfoy miał stuprocentową rację… Co w żadnym razie nie oznaczało, iż planowała potwierdzić jego słowa głośno, tym samym uznając swój błąd. Bo błędy były czymś, czego Hermiona chciała uniknąć za wszelką cenę, czymś, do czego trudno była jej się przyznać, gdy jej dotyczyły. Oczywiście, robiła to czasem, lecz bardzo niechętnie.
Dlatego też teraz jedynie spuściła wzrok, a na jej policzki wypełzł zdradziecki rumieniec. W końcu jednak powoli pokiwała głową, bezgłośnie się z nim zgadzając, mimo że wykonane gesty były również nieświadomym potwierdzeniem.
            — Dziękuję — wykrztusiła z niejakim trudem, nie będąc przyzwyczajona do dziękowania Ślizgonom. A już w szczególności tym, którzy mieli na nazwisko Malfoy.
            Chłopak skinął głową, a jego wargi uniosły się w bladym uśmiechu. On osobiście nie miał nic przeciwko, by Hermiona Granger dziękowała jemu. Usprawiedliwić go mógł chyba jedynie fakt, że należąc do Domu Węża, nie miał zbyt wielu okazji, by słyszeć podobne słowa z ust wrogim mieszkańcom Slytherinu Gryfonów.
            — Dobrze, skoro tę sprawę mamy już z głowy… Pytałaś, czego się dowiedziałem…
            — No właśnie — przerwała mu. — Co znalazłeś? Mam nadzieję, że to nam w jakiś sposób pomoże, bo jak na razie nie posunęliśmy się dalej ani o krok. A przecież minęło już trochę czasu.
            — Wiesz, Granger, na pewno szybciej poszłoby nam, gdybyś przez cały czas mi nie przerywała. — Słysząc te słowa, Hermiona rzuciła mu przepraszające spojrzenie. Akurat z tej wady zdawała sobie sprawę i wiedziała, że jej nieustające zadawanie pytań może czasem być denerwujące. Ale, gdyby się zastanowić, jako jedenastolatka miała ich o wiele więcej! I nikt się nie skarżył… No, prawie nikt. — Sęk w tym, że nie mamy niemal nic, a szukałem tam chyba z pół godziny. Potem musiałem wyjść, bo nie wiedziałem, kiedy wróci.
            Z gardła Hermiony wyrwał się jęk rozczarowania. Trudno jej było uwierzyć w to, że cała akcja zakończyła się kompletnym fiaskiem. Oboje z Draco dużo po niej oczekiwali i nie wzięli pod uwagę, że Snape mógł ukryć wszystkie swoje notatki tak dokładnie… W sumie teraz dziwiła się samej sobie, nie wierząc, że myślała, że Mistrz Eliksirów zostawił je, ot tak, w gabinecie, do którego na dobrą sprawę mieli dostęp wszyscy. Teraz, gdy dotarło to do jej umysłu, zganiła się za głupotę.
            — I co teraz?
            Malfoy przewrócił oczami, po czym rzekł:
            — Po pierwsze, miałaś pozwolić mi dokończyć. Wprawdzie nie mam nic przy sobie i wolałem niczego nie wynosić, ale w gabinecie widziałem notatnik, w którym zawsze zapisywał swoje przepisy i pomysły. Wydaje mi się, że mogło tam coś być, ale problem w tym, że Snape zapisuje to w języku, który zna chyba tylko on!
            — Mam nadzieję, że skopiowałeś te jego zapiski? — Hermiona nawet nie śmiała mieć nadziei, że jednak nie wszystko było stracone.
            — Tak, ale pokażę ci je dopiero wtedy, gdy wyjdziesz. Jeśli ktokolwiek się dowie, że je mamy… — nie dokończył. Przełknął głośno ślinę, nadal mając w pamięci klątwy, które znał Severus i których często używał w służbie u Voldemorta. Sama myśl o nich i ich skutkach budziła strach i obrzydzenie, ale to widok ofiar był czymś, co nadal nawiedzało go w najgorszych koszmarach. — Ale szczerze wątpię, by nam się na coś przydały. To żaden z języków, które znam. Prawdę mówiąc, nawet nigdy nie widziałem niczego podobnego. A znam ich naprawdę dużo!
            — Grunt, że coś mamy!
            Hermiona nie mogła się powstrzymać, by nie zaklaskać w dłonie z radości. Uśmiechnęła się przy tym szeroko i ten uśmiech rozjaśnił całą jej bardzo wymizerowaną twarz.  Nawet włosy zdawały się lekko unieść. Co najdziwniejsze, ten nastrój udzielił się również chłopakowi siedzącemu na krześle obok jej łóżka. Był to pierwszy raz od dość długiego czasu, kiedy na jego twarzy zagościł szczery uśmiech, w którym żadnym sposobem nie dało się odnaleźć ani krzty złośliwości. Mimo to Draco nie byłby sobą, gdyby szybko nie sprowadził Hermiony na ziemię.
            — Teraz tylko musimy to przetłumaczyć.
            — Damy radę. — Usta Hermiony nadal wyginały się w lekki łuk, a brązowe oczy lśniły, jakby próbując bezgłośnie przekazać mu, żeby myślał pozytywnie. Jednak w naturze Malfoya nie leżał optymizm.
            Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy parawan, który dotychczas dawał Hermionie namiastki prywatności, został odsunięty gwałtownym ruchem. Zza niego wyłoniła się postać pani Pomfrey. Kobieta niebezpiecznie zmrużyła oczy, widząc przy łóżku Hermiony Draco i oparła ręce na biodrach w znajomym geście irytacji.
            — Czy przypadkiem nie obiecywałeś, że tylko dasz pannie Granger notatki z lekcji? Miałeś położyć je na stoliku nocnym. — Ton jej głosu nie wróżył nic dobrego. — Panie Malfoy, nie dość, że ją pan obudził, to jest tu pan już od dobrej godziny! Proszę…
            — Już wychodzę — przerwał jej, sięgając do torby, którą oparł o nogę swojego krzesła. Wyciągnął zeń dwa zwoje pergaminu i podał je dziewczynie. — Z runów i numerologii. Twoje pieski na nie nie chodzą, więc pomyślałem, że mogą ci się przydać.
            Hermiona złapała je, mrugając ze zdziwienia. Pomimo tego, że już nie skakali sobie z Malfoyem do gardeł, nie byli przyjaciółmi i Draco nie miał najmniejszego powodu, by cokolwiek jej przynosić. I chociaż po czasie, który mimowolnie spędzili w swoim towarzystwie, planując włamanie do gabinetu profesora Snape’a, wiedziała już, że nie był tak zły, za  jakiego uchodził przez ostatnie siedem lat. Jednak nie spodziewała się po nim tak miłego gestu. Zaledwie parę miesięcy wcześniej nie mogłaby uwierzyć, że imię Draco i słowo „miły” mogą zostać umieszczone w jednym zdaniu…
            — Dziękuję, Draco — powiedziała cicho, odbierając od niego pergamin i uśmiechając się do niego lekko. — To bardzo miłe z twojej strony.
            Z jeszcze większym szokiem obserwowała, jak na jego policzkach pojawia się delikatny, ledwo zauważalny rumieniec. Ślizgon jednak nic nie powiedział. Jedynie kiwnął gwałtownie głową i obrócił się na pięcie, po czym szybkim krokiem wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, nie zaszczycając pani Pomfrey ani jednym spojrzeniem. Nie zdziwiło to Hermiony – pielęgniarka nie traktowała go dobrze, nadal mając wątpliwości, czy skrycie nie sprzyja czarnej magii i ideom Voldemorta. Dziewczyna jednak nie miała dostatecznie wiele czasu, by o tym rozmyślać, ponieważ uzdrowicielka podała jej ostatnie, jak się okazało po chwili okazało, eliksiry.
            — Wydaje mi się, że jest już o wiele lepiej. Jak się czujesz? — zapytała po rzuceniu zaklęć sondujących na Hermionę.
            — Bardzo dobrze. Wcześniej gdy poruszyłam się gwałtowniej, bolały mnie żebra, ale teraz nic nie czuję…
            — Eliksir, który właśnie wypiłaś, ma właściwości przeciwbólowe. Hmm… — odchrząknęła. — Profesor Snape nalega, żebym wypuściła cię jak najszybciej i grozi mi odcięciem zapasów mikstur — zdradziła jej, krzywiąc się z niezadowoleniem. — Uważam, że nie jest to dobry pomysł, bo twoje żebra będą boleć jeszcze przez jakiś czas, ale… Severus upiera się, że nic ci nie jest.
            Słysząc tę nowinę, Hermiona zaczęła cieszyć się, że skończyła już pić obrzydliwy w smaku eliksir i w ręku trzymała tylko pustą fiolkę, bo niechybnie by się zakrztusiła. O opluciu pani Pomfrey nie wspominając. Mimo to opanowanie oddechu zajęło jej tylko chwilę.
            — Czyli… Będę mogła wrócić do dormitorium jeszcze dziś?
            Pani Pomfrey skrzywiła się, jakby zjadła kilo cytryn.
            — Tak. Wypuszczę cię dziś wieczorem. — Zerknęła na zegarek. — Masz jeszcze parę godzin do kolacji, więc powinnaś się trochę przespać. Obudzę cię pół godziny przed posiłkiem, żebyś zdążyła się przebrać — to mówiąc, z powrotem zasunęła zasłony wokół jej łóżka i zostawiła Hermionę samą z myślami.
            Wbrew zaleceniom pielęgniarki, długo trwało nim Hermiona zasnęła. Przez jakiś czas leżała, starając się zebrać całą swoją słynną gryfońską odwagę, której każda krztyna miała jej się teraz przydać. Była pewna, że profesor Snape nie odpuści jej obiecanej kary, a i uczyni dla niej lekcje eliksirów najprawdziwszym piekłem. Już samo to wprawiało dziewczynę w beznadziejny nastrój; jeszcze gorszy był fakt, że nie miała do niego o to pretensji… Nie, nie było to dobre określenie, zganiła się w myślach. Nie tyle nie miała pretensji, co w pewnej – choć niewielkiej – części go rozumiała, nie wiedząc, jak sama zareagowałaby na sytuację, w której go postawiła. Zaś temperament Mistrza Eliksirów był powszechnie znany. Sprawiał on, że mężczyzna na ogół nadzwyczajnie przypominał niezabezpieczony granat, czekający tylko na odpowiednią chwilę, by niespodziewanie wybuchnąć. Jednak nie tylko profesor Snape i czekający ją szlaban zaprzątały myśli Hermiony. Równie zajmujące było zachowanie Dracona. Ślizgon wprawdzie nadal obrażał ją na każdym kroku, lecz Hermiona miała wrażenie, że te obelgi nieco różniły się od tych, którymi częstował ją ledwie rok-dwa wcześniej.
            — Uch! Ci Ślizgoni to same problemy… — mruknęła do siebie, zdając sobie sprawę z tego, że również jej nauczyciel eliksirów w latach szkolnych był w Slytherinie. — Całe szczęście, że jestem Gryfonką.



4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Czekam na więcej :3 życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny c:
    Merlinie, aż szkoda mi Hermiony, kiedy pomyślę o tym, do czego będzie zdolny Severus, żeby ją ukarać :D
    Nie mogę się doczekać lekcji oklumencji z Malfoyem ♥ Czekam na kolejny i zyczę weny,
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na dalszy rozwój akcji! :) Weny kochana ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. KIEDY KOLEJNY ???? ♥♥♥ Cudne !

    OdpowiedzUsuń