W zasadzie ledwie od chwili, gdy
dzień wcześniej odzyskała przytomność w Skrzydle Szpitalnym, Hermiona nie miała
wątpliwości, że prędzej czy później zagości u niej pewien nadzwyczaj irytujący
Ślizgon. Nie powinna więc być zdziwiona, kiedy, obudziwszy się, zamiast
rażącego światła i białego sufitu, ujrzała nad sobą parę zimnych
szaro-niebieskich oczu. Mimo to zamrugała zszokowana, na początku nie bardzo
wiedząc, co się dzieje. Dopiero po krótkiej chwili w miarę oprzytomniała i
zrozumiała, że właścicielem owej pary oczu był Draco Malfoy, który bynajmniej
nie przyszedł jej odwiedzić… A przynajmniej nie w takim sensie, jak inni by to
zrobili. Chłopak nie byłby sobą, gdyby nie miał w tym jakiegoś celu.
—
Malfoy… — Ziewnęła szeroko, co spotkało się z jego urażonym spojrzeniem. — Co ty tu robisz?
— Granger — przywitał się. — Mnie również bardzo miło cię
widzieć. Tak, oczywiście, wszystko w porządku, ale dzięki, że zapytałaś — dodał
z ironią. — Och, daj spokój, przecież wiesz, z jakiego powodu tu jestem.
Musiała minąć chwila, nim do Hermiony dotarło, co jej
gość miał na myśli. Niemal od razu zniknęło wcześniejsze otępienie, a na jego
miejscu pojawiło się niczym nieskrępowane podekscytowanie.
— Znalazłeś coś?
— O tym za chwilę. — Uśmiechnął się perfidnie. — Najpierw
powiesz mi, co spieprzyłaś. Granger, miałaś tylko wywołać zamieszanie, a nie
wysadzać klasę…
— Nie wysadziłam klasy!
— To jak to nazwiesz? Poza tym, prawie zapomniałem ci
pogratulować – dokonałaś czegoś, co nie udało się nawet Longbottomowi, chociaż
wszyscy jesteśmy świadkami, że przez te siedem lat bardzo się starał. Pewnie
twoje pieski są z ciebie bardzo dumne, co? Wygląda na to, że święta Granger nie
jest taka święta, jak wszyscy sądzą — zakpił.
— Daruj sobie tę ironię, Draco. Wystąpiły tylko pewne… Komplikacje.
— Niedopowiedzenie stulecia. To tak,
jakby powiedzieć, że Lord Voldemort był malutkim kłopotem.
Malfoy tylko uniósł brwi, a kiedy się odezwał, w jego
głosie brzmiało powątpiewanie podszyte dużą dawką złośliwości:
— Doprawdy? To dlaczego Snape musiał otworzyć nową salę,
która była nieużywana od lat? Bo jak na mój gust, był trochę przywiązany do
swojej klasy i coś mi się nie wydaje, by po przeleżeniu tutaj trzech dni nagle
zmienił zdanie z powodu malutkich komplikacji,
jak ty to nazwałaś.
Puściła pomimo uszu przytyk do jej wcześniejszych słów,
zainteresowana wyłapaną spomiędzy wierszy informacją o nowej sali. Miała
świadomość, że w Hogwarcie jest mnóstwo pomieszczeń, w których nigdy nie była –
nie żeby jej przyjaciele nie próbowali dostać się do środka – lecz nie sądziła,
że odwiedzi jedno z nich w podobnej sytuacji.
Szczególnie w lochach wprost roiło się od takich miejsc. Jeśli te na wyższych
piętrach, były opieczętowane zaklęciami, z tymi na dole mogły konkurować tylko
zabezpieczenia gabinetu Snape’a. Jednakże biorąc pod uwagę historię zamku,
wolałaby, aby za zamkniętymi przy pomocy zaklęć drzwiami kryły się rzeczy
bardziej… Ekscytujące? Hermiona skłamałaby, gdyby nie powiedziała, że nieco ją
to rozczarowało.
— Nowa klasa? Harry i Ron coś o tym wspominali…
— No tak. W sumie mnie to nie dziwi. Włóczyli się po
ciszy nocnej, kiedy profesor Snape ich przyłapał. Dostali szlaban, na którym
musieli uprzątnąć nową salę. — Jego twarz rozjaśnił uśmiech satysfakcji. — Te
twoje pieski nie są zbyt inteligentne, Granger.
Nie znam nikogo innego, kto uznałby za stosowne bawić się łajnobombami
tuż pod nosem któregoś z nauczycieli… A już w szczególności Snape’a.
— Oni…
— … są debilami —
podpowiedział usłużnie blondyn. — Tak, wiem.
Hermiona czuła się zobowiązana, by gorąco zaprotestować,
choć sama czasem również odnosiła podobne wrażenie. Czego by nie powiedzieć,
prawdą było, że Harry i Ron nadzwyczaj często robili głupoty i w większości
unikali kary tylko dzięki jej interwencji i nadzwyczajnemu szczęściu, które
niestety nie szło w parze z rozumem i rozsądkiem. Jednak pomimo tej świadomości,
ich przyjaźń do czegoś zobowiązywała, nawet jeśli miała zaprzeczyć oczywistemu.
Choć może Hermiona osobiście ujęłaby to nieco mniej dosadnie… Aczkolwiek z
drugiej strony, chłopcy nierzadko mieli też swoje chwile, w których ulegali
przebłyskom geniuszu. Właśnie te momenty decydowały niejednokrotnie o tym, że
przeżyli aż do czasu, by zacząć śmiać się z przygód, w których niegdyś wspólnie
uczestniczyli.
— Oni nie są debilami, Malfoy! Pamiętaj, o kim mówisz.
Poza tym, może przypomnę ci twoich drogich przyjaciół, Grabbe’a i Goyle’a? —
Spojrzała ostrzegawczo na chłopaka, po czym pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
— Zresztą zostawmy to. Ty wiesz swoje, ja swoje i tyle wystarczy… Zawsze możemy
zgodzić się, że się nie zgadzamy.
W pierwszej chwili myślała, że będzie się z nią
sprzeczał, lecz po raz kolejny młody Malfoy zadziwił Hermionę, gdy z nikłym
skrzywieniem warg przyznając jej rację. Wprawdzie zrobił to dość niechętnie,
jednak samo to, że chłopak był do tego zdolny, wydało się jej nieco dziwaczne.
— Fakt. Chyba trochę odbiegliśmy od tematu.
— Chociaż ciekawa jestem, skąd ty o tym wiedziałeś. —
Hermiona nie mogła się powstrzymać, by tego nie dodać, mimo wcześniejszego
zakończenia tematu.
Draco przewrócił oczami.
— Powiedzmy, że mam siatkę informacyjną.
— I wcale to nie ma związku z tym, że włóczyłeś się po
nocy?
— Ja? — Chyba nawet anioł nie mógłby przybrać bardziej
niewinnej miny. — O co ty mnie posądzasz? Po prostu jako Malfoy jestem
zobowiązany, aby wiedzieć o wszystkim.
Hermiona pokręciła głową i uśmiechnęła się szeroko,
jednocześnie poprawiając na poduszkach. Zaraz tego jednak pożałowała, gdyż
poczuła tępy ból promieniujący z nadal poobijanych żeber. Jęknęła cicho, lecz
kiedy chłopak nachylił się, zamierzając jakoś pomóc, powstrzymała go ruchem
dłoni. Na chwilę zacisnęła powieki, a kiedy na powrót je rozwarła, dyskomfort już
ustąpił. Jeśli miała być szczera, dziwnie się czuła, widząc, że Malfoy wyraża
pewną troskę w stosunku do niej. Trudno było przyzwyczaić się nawet do
zawieszenia broni, ale coś takiego… Chłopak nachylający się nad nią i
przekomarzający się wesoło zdecydowanie nie przypominał Ślizgona, którego
zawsze znała. Do którego poniekąd się przyzwyczaiła.
— Spokojnie, nic mi nie jest. Nadal trochę bolą mnie
żebra, ale… — Uspokoiła go, gdy okazało się, że pomimo upływu czasu nie zmienił
pozycji.
— Na pewno?
—
Tak, Draco, dziękuję…— przerwała na chwilę, uśmiechając się do niego blado. — A
teraz: co powiedział ci Snape? — Jej słowa wywołały grymas na jego twarzy.
Chłopak
skrzywił się lekko. Nie było mu na rękę przyznawać się, że jego chrzestny zbył
go niczym jakiegoś – nie przymierzając – głupiego Gryfona i stwierdził, że to,
co miało miejsce zanim znalazł się z tą
kretynką w jeziorze, nie było w najmniejszym razie jego sprawą. Draco nie
był w najmniejszym razie przyzwyczajony do takiego traktowania, szczególnie
przez Snape’a, który zawsze go faworyzował i traktował niemal jak równego
sobie. Dziwne, że było tak wtedy, gdy chłopak zachowywał się jak rozwydrzony
bachor, a gdy już dorósł, Mistrz Eliksirów trochę zmienił swoje nastawienie,
gdy rozmawiali prywatnie.
Zacisnął
zęby, a jego wzrok stwardniał.
—
Nic.
Aż
zamrugała ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była pewna, że
profesor opowiedział Draconowi o wszystkim, nie chcąc zmarnować takiej szansy
na upokorzenie jednego z Gryfonów, w szczególności zaś tej trójki. Znając profesora Snape’a, ten z grubsza wyjaśniłby
Ślizgonowi sytuację, koloryzując niektóre fakty. W pewnym sensie Hermiona też
na to liczyła, będąc ciekawą, jak wytłumaczyłby chrześniakowi to, co się stało.
Sama nie miała pojęcia o wydarzeniach, które rozegrały się od momentu, gdy
zaczęli spadać. Pamiętała jedynie światło, które ją oślepiło i mocne,
wypierające tlen z płuc uderzenie. Potem zaś była już tylko nieprzenikniona
ciemność…
—
Że niby jak?
—
Granger, nie denerwuj mnie z łaski swojej. Nic. Mi. Nie. Powiedział — powtórzył
wyraźnie, wypowiadając każde słowo przez zęby, zupełnie jakby miał do czynienia
z niedorozwiniętym dzieckiem. — Więc nie rób głupiej miny i wytłumacz, co się
stało.
Hermiona zignorowała jego ton i zaczęła opowiadać.
Najpierw o tym, co działo się w klasie eliksirów, a potem o wydarzeniach w
podziemiach zamku. Kiedy doszła do momentu, w którym Snape próbował wydobyć od
niej wyjaśnienia przy pomocy legilimencji, brwi Malfoya podniosły się w wyrazie
niedowierzania. Nie mogąc się powstrzymać, przerwał jej:
— Naprawdę niczego się w ten sposób nie dowiedział?
— Wydaje mi się, że nie zdążył obejrzeć wspomnienia o
tobie i o tym, czego szukaliśmy… A raczej szukamy. Zobaczył za to w większości
to, co działo się w jego klasie, ale wydaje mi się, że raczej nic poza tym.
Problem w tym, że wie, że rozmawialiśmy… No chyba że nie zwrócił na to uwagi, w
co wątpię.
Chłopak aż pokręcił głową.
— I mówisz, że nigdy nie uczyłaś się oklumencji?
Przez chwilę zastanawiała się, ile może mu powiedzieć. W
końcu jednak doszła do wniosku, że jeśli ich współpraca miała przebiegać
pomyślnie, powinni być ze sobą szczerzy w sprawach, które jej dotyczą. Nie
uśmiechało jej się to, ale równocześnie nie istniała inna opcja. Gdyby któreś z
nich pominęło jedną z informacji, mogłoby się okazać, że nic się nie dowiedzą,
bo była ona kluczowa. Nie chciała tego ryzykować, choć jednocześnie bała się,
że nieopatrzenie może zdradzić zbyt dużo.
— W piątej klasie Harry miał lekcje ze Snape’em i
opowiadał mi, co się na nich działo. Poza tym parę razy coś o tym czytałam oraz
pomagałam mu w ćwiczeniach. To wszystko.
— Zdajesz sobie sprawę, że Snape jest mistrzem
legilimencji? Przez lata udawało mu się ukrywać prawdziwe informacje dotyczące
Zakonu Feniksa przed Czarnym Panem. Granger, musiałaś mieć cholerne szczęście,
że udało ci się powstrzymać go przed obejrzeniem tych wspomnień. Nie wiem, jak
to zrobiłaś, ale… Nie używając nawet różdżki… Niech cię. Jestem pod wrażeniem!
— wykrztusił, otrząsnąwszy się z początkowego szoku. — Nie sądziłem, że to w
ogóle możliwe.
Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła.
— Popchnęłam go…
Zamrugał. To by
wszystko wyjaśniało… Chociaż nigdy nie wpadłby na równie banalne wyjaśnienie sukcesu Gryfonki. Jedyne, co go zastanawiało, to powód,
który spowodował aż takie rozproszenie Snape’a, że ten nie przygotował się na
taką ewentualność. Profesor szczycił się żelazną samokontrolą i chyba nic nie
mogło go wytrącić z równowagi. Fakt, często się wściekał, szczególnie zaś na
lekcjach. Lecz gdy sytuacja tego wymagała, znosił wszystko z chłodnym i
złośliwym uśmiechem, w żadnym wypadku nie tracąc zimnej krwi.
— To jeden raz. A potem?
— Już nie próbował.
To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
— Wiesz, że ci nie odpuści?
— Wiem — odparła zmartwiona. — Chyba powinnam nauczyć się
oklumencji, prawda?
Nim odpowiedział, minęła dobra chwila, podczas której
szybko rozważał wszystkie za i przeciw. Teoretycznie, negatywne strony
sprowadzały się do spędzania z Granger o wiele większej ilości czasu niżby
chciał oraz ukrywania się, lecz w końcu robiłby to dla dobra sprawy. Miał tylko
nadzieję, że nie obróci się to przeciwko niemu. W tym samym czasie Hermiona
przypatrywała mu się uważnie, zapewne zastanawiając się, o czym myśli. Kiedy w
końcu zdecydowała się przerwać ciszę, to on odezwał się pierwszy:
— Nie ukrywam, że jest mi to bardzo nie na rękę, Granger,
ale nauczę cię. Fakt, poprzednim razem miałaś szczęście – cholerne szczęście –
jednak musiałaś zauważyć, że Snape nie był tak skupiony i uważny jak zazwyczaj.
Na ogół się tak nie zachowuje. Wie, że coś jest na rzeczy i będzie próbował to
odkryć, a wtedy… Dowie się wszystkiego i nas zabije. — Końcówka była nieco
dramatyczna, jednak Draco nie miał wątpliwości, że Mistrz Eliksirów nie wybaczy
im tego wtargnięcia w jego prywatność. Swą wściekłość zaś w większości skieruje
na młodego Malfoya, który w tak perfidny sposób wykorzystał jego zaufanie. A w
końcu powszechnie znanym faktem było to, że podobnie jak sympatią, Severus
Snape nie obdarzał nim łatwo; na to, by komuś ufał, taka osoba musiała ciężko i
długo pracować. — Uwierz mi, jeśli to się stanie, perspektywa wyrzucenia ze
szkoły będzie naszym najmniejszym zmartwieniem.
Zgodziła się z nim kiwnięciem głowy. Nie było dla niej
zdziwieniem, że Malfoy znał i często praktykował zarówno oklumencję, jak i
legilimencję. Zaskoczyła ją za to jego propozycja – a raczej stwierdzenie
faktu; mimo to ani przez chwilę nie
miała wątpliwości, iż robił to tylko i wyłącznie dla sprawy. Hermiona nie wiedziała tylko, że w głowie Draco kłębią się
niemal identyczne myśli.
— Ale gdzie? W Pokoju Życzeń? I kiedy? — Zaczęła
zastanawiać się na głos.
Skwitował to tylko pogardliwym prychnięciem.
— Jakbyś jeszcze nie zauważyła, Granger, oboje jesteśmy
Prefektami Naczelnymi i mamy wspólny salon, do którego nikt prócz nas nie ma
wstępu bez naszej zgody. Pokój Życzeń za to odpada, bo po wojnie prawie każdy w
zamku wie, gdzie jest.
— Jakbyś jeszcze nie zauważył, ja nadal mieszkam w wieży
Gryffindoru — odparowała, zakładając ręce na piersiach.
Uniósł brwi.
— A po cholerę? Nie możesz się rozstać ze swoimi pieskami,
czy co? — Zmierzył ją wzrokiem. — Zresztą nie obchodzi mnie to i w sumie nie
chcę wiedzieć. Po prostu się przenieś i będzie po sprawie. Codziennie po
godzinie wieczorem powinno wystarczyć, żebyś po miesiącu już jako tako dawała
sobie radę… Mimo to mam nadzieję, że wiesz, że pod żadnym pozorem masz nie
patrzeć mu w oczy?
— Masz mnie za głupią? — oburzyła się. — Jakbym nie miała
nic lepszego do roboty niż gapić się na Snape’a!
— Po prostu zawsze, gdy będzie w pobliżu, masz spuszczać
wzrok i tyle. Powinno być dobrze, chyba że znowu coś spieprzysz.
Była to oczywista aluzja do zniszczonej klasy profesora
Snape’a. Hermiona miała przynajmniej tyle przyzwoitości, by przyznać się przed
sobą, że Malfoy miał stuprocentową rację… Co w żadnym razie nie oznaczało, iż
planowała potwierdzić jego słowa głośno, tym samym uznając swój błąd. Bo błędy
były czymś, czego Hermiona chciała uniknąć za wszelką cenę, czymś, do czego trudno
była jej się przyznać, gdy jej dotyczyły. Oczywiście, robiła to czasem, lecz
bardzo niechętnie.
Dlatego
też teraz jedynie spuściła wzrok, a na jej policzki wypełzł zdradziecki
rumieniec. W końcu jednak powoli pokiwała głową, bezgłośnie się z nim zgadzając,
mimo że wykonane gesty były również nieświadomym potwierdzeniem.
— Dziękuję — wykrztusiła z niejakim trudem, nie będąc
przyzwyczajona do dziękowania Ślizgonom. A już w szczególności tym, którzy
mieli na nazwisko Malfoy.
Chłopak skinął głową, a jego wargi uniosły się w bladym
uśmiechu. On osobiście nie miał nic przeciwko, by Hermiona Granger dziękowała jemu. Usprawiedliwić go mógł chyba
jedynie fakt, że należąc do Domu Węża, nie miał zbyt wielu okazji, by słyszeć
podobne słowa z ust wrogim mieszkańcom Slytherinu Gryfonów.
— Dobrze, skoro tę sprawę mamy już z głowy… Pytałaś,
czego się dowiedziałem…
— No właśnie — przerwała mu. — Co znalazłeś? Mam
nadzieję, że to nam w jakiś sposób pomoże, bo jak na razie nie posunęliśmy się
dalej ani o krok. A przecież minęło już trochę czasu.
— Wiesz, Granger, na pewno szybciej poszłoby nam, gdybyś
przez cały czas mi nie przerywała. — Słysząc te słowa, Hermiona rzuciła mu
przepraszające spojrzenie. Akurat z tej wady zdawała sobie sprawę i wiedziała,
że jej nieustające zadawanie pytań może czasem być denerwujące. Ale, gdyby się
zastanowić, jako jedenastolatka miała ich o wiele więcej! I nikt się nie
skarżył… No, prawie nikt. — Sęk w
tym, że nie mamy niemal nic, a szukałem tam chyba z pół godziny. Potem musiałem
wyjść, bo nie wiedziałem, kiedy wróci.
Z gardła Hermiony wyrwał się jęk rozczarowania. Trudno
jej było uwierzyć w to, że cała akcja zakończyła się kompletnym fiaskiem. Oboje
z Draco dużo po niej oczekiwali i nie wzięli pod uwagę, że Snape mógł ukryć
wszystkie swoje notatki tak dokładnie… W sumie teraz dziwiła się samej sobie,
nie wierząc, że myślała, że Mistrz Eliksirów zostawił je, ot tak, w gabinecie,
do którego na dobrą sprawę mieli dostęp wszyscy. Teraz, gdy dotarło to do jej
umysłu, zganiła się za głupotę.
— I co teraz?
Malfoy przewrócił oczami, po czym rzekł:
— Po pierwsze, miałaś pozwolić mi dokończyć. Wprawdzie
nie mam nic przy sobie i wolałem niczego nie wynosić, ale w gabinecie widziałem
notatnik, w którym zawsze zapisywał swoje przepisy i pomysły. Wydaje mi się, że
mogło tam coś być, ale problem w tym, że Snape zapisuje to w języku, który zna
chyba tylko on!
— Mam nadzieję, że skopiowałeś te jego zapiski? —
Hermiona nawet nie śmiała mieć nadziei, że jednak nie wszystko było stracone.
— Tak, ale pokażę ci je dopiero wtedy, gdy wyjdziesz.
Jeśli ktokolwiek się dowie, że je mamy… — nie dokończył. Przełknął głośno
ślinę, nadal mając w pamięci klątwy, które znał Severus i których często używał
w służbie u Voldemorta. Sama myśl o nich i ich skutkach budziła strach i
obrzydzenie, ale to widok ofiar był czymś, co nadal nawiedzało go w najgorszych
koszmarach. — Ale szczerze wątpię, by nam się na coś przydały. To żaden z
języków, które znam. Prawdę mówiąc, nawet nigdy nie widziałem niczego podobnego.
A znam ich naprawdę dużo!
— Grunt, że coś mamy!
Hermiona nie mogła się powstrzymać, by nie zaklaskać w
dłonie z radości. Uśmiechnęła się przy tym szeroko i ten uśmiech rozjaśnił całą
jej bardzo wymizerowaną twarz. Nawet
włosy zdawały się lekko unieść. Co najdziwniejsze, ten nastrój udzielił się
również chłopakowi siedzącemu na krześle obok jej łóżka. Był to pierwszy raz od
dość długiego czasu, kiedy na jego twarzy zagościł szczery uśmiech, w którym
żadnym sposobem nie dało się odnaleźć ani krzty złośliwości. Mimo to Draco nie
byłby sobą, gdyby szybko nie sprowadził Hermiony na ziemię.
— Teraz tylko musimy to przetłumaczyć.
— Damy radę. — Usta Hermiony nadal wyginały się w lekki
łuk, a brązowe oczy lśniły, jakby próbując bezgłośnie przekazać mu, żeby myślał
pozytywnie. Jednak w naturze Malfoya nie leżał optymizm.
Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy parawan, który
dotychczas dawał Hermionie namiastki prywatności, został odsunięty gwałtownym
ruchem. Zza niego wyłoniła się postać pani Pomfrey. Kobieta niebezpiecznie
zmrużyła oczy, widząc przy łóżku Hermiony Draco i oparła ręce na biodrach w
znajomym geście irytacji.
— Czy przypadkiem nie obiecywałeś, że tylko dasz pannie
Granger notatki z lekcji? Miałeś położyć je na stoliku nocnym. — Ton jej głosu
nie wróżył nic dobrego. — Panie Malfoy, nie dość, że ją pan obudził, to jest tu
pan już od dobrej godziny! Proszę…
— Już wychodzę — przerwał jej, sięgając do torby, którą
oparł o nogę swojego krzesła. Wyciągnął zeń dwa zwoje pergaminu i podał je
dziewczynie. — Z runów i numerologii. Twoje pieski na nie nie chodzą, więc pomyślałem,
że mogą ci się przydać.
Hermiona złapała je, mrugając ze zdziwienia. Pomimo tego,
że już nie skakali sobie z Malfoyem do gardeł, nie byli przyjaciółmi i Draco
nie miał najmniejszego powodu, by cokolwiek jej przynosić. I chociaż po czasie,
który mimowolnie spędzili w swoim towarzystwie, planując włamanie do gabinetu
profesora Snape’a, wiedziała już, że nie był aż tak zły, za jakiego
uchodził przez ostatnie siedem lat. Jednak nie spodziewała się po nim tak
miłego gestu. Zaledwie parę miesięcy wcześniej nie mogłaby uwierzyć, że imię
Draco i słowo „miły” mogą zostać umieszczone w jednym zdaniu…
— Dziękuję, Draco — powiedziała cicho, odbierając od
niego pergamin i uśmiechając się do niego lekko. — To bardzo miłe z twojej
strony.
Z jeszcze większym szokiem obserwowała, jak na jego
policzkach pojawia się delikatny, ledwo zauważalny rumieniec. Ślizgon jednak
nic nie powiedział. Jedynie kiwnął gwałtownie głową i obrócił się na pięcie, po
czym szybkim krokiem wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, nie zaszczycając pani
Pomfrey ani jednym spojrzeniem. Nie zdziwiło to Hermiony – pielęgniarka nie
traktowała go dobrze, nadal mając wątpliwości, czy skrycie nie sprzyja czarnej
magii i ideom Voldemorta. Dziewczyna jednak nie miała dostatecznie wiele czasu,
by o tym rozmyślać, ponieważ uzdrowicielka podała jej ostatnie, jak się okazało
po chwili okazało, eliksiry.
— Wydaje mi się, że jest już o wiele lepiej. Jak się
czujesz? — zapytała po rzuceniu zaklęć sondujących na Hermionę.
— Bardzo dobrze. Wcześniej gdy poruszyłam się
gwałtowniej, bolały mnie żebra, ale teraz nic nie czuję…
— Eliksir, który właśnie wypiłaś, ma właściwości
przeciwbólowe. Hmm… — odchrząknęła. — Profesor Snape nalega, żebym wypuściła
cię jak najszybciej i grozi mi odcięciem zapasów mikstur — zdradziła jej,
krzywiąc się z niezadowoleniem. — Uważam, że nie jest to dobry pomysł, bo twoje
żebra będą boleć jeszcze przez jakiś czas, ale… Severus upiera się, że nic ci
nie jest.
Słysząc tę nowinę, Hermiona zaczęła cieszyć się, że
skończyła już pić obrzydliwy w smaku eliksir i w ręku trzymała tylko pustą
fiolkę, bo niechybnie by się zakrztusiła. O opluciu pani Pomfrey nie
wspominając. Mimo to opanowanie oddechu zajęło jej tylko chwilę.
— Czyli… Będę mogła wrócić do dormitorium jeszcze dziś?
Pani Pomfrey skrzywiła się, jakby zjadła kilo cytryn.
— Tak. Wypuszczę cię dziś wieczorem. — Zerknęła na
zegarek. — Masz jeszcze parę godzin do kolacji, więc powinnaś się trochę
przespać. Obudzę cię pół godziny przed posiłkiem, żebyś zdążyła się przebrać —
to mówiąc, z powrotem zasunęła zasłony wokół jej łóżka i zostawiła Hermionę
samą z myślami.
Wbrew zaleceniom pielęgniarki, długo trwało nim Hermiona
zasnęła. Przez jakiś czas leżała, starając się zebrać całą swoją słynną
gryfońską odwagę, której każda krztyna miała jej się teraz przydać. Była pewna,
że profesor Snape nie odpuści jej obiecanej kary, a i uczyni dla niej lekcje
eliksirów najprawdziwszym piekłem. Już samo to wprawiało dziewczynę w
beznadziejny nastrój; jeszcze gorszy był fakt, że nie miała do niego o to
pretensji… Nie, nie było to dobre
określenie, zganiła się w myślach. Nie tyle nie miała pretensji, co w
pewnej – choć niewielkiej – części go rozumiała, nie wiedząc, jak sama zareagowałaby
na sytuację, w której go postawiła. Zaś temperament Mistrza Eliksirów był powszechnie
znany. Sprawiał on, że mężczyzna na ogół nadzwyczajnie przypominał
niezabezpieczony granat, czekający tylko na odpowiednią chwilę, by
niespodziewanie wybuchnąć. Jednak nie tylko profesor Snape i czekający ją
szlaban zaprzątały myśli Hermiony. Równie zajmujące było zachowanie Dracona.
Ślizgon wprawdzie nadal obrażał ją na każdym kroku, lecz Hermiona miała
wrażenie, że te obelgi nieco różniły się od tych, którymi częstował ją ledwie
rok-dwa wcześniej.
— Uch! Ci Ślizgoni to same problemy…
— mruknęła do siebie, zdając sobie sprawę z tego, że również jej nauczyciel
eliksirów w latach szkolnych był w Slytherinie. — Całe szczęście, że jestem
Gryfonką.
Świetny rozdział! Czekam na więcej :3 życzę weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGenialny c:
OdpowiedzUsuńMerlinie, aż szkoda mi Hermiony, kiedy pomyślę o tym, do czego będzie zdolny Severus, żeby ją ukarać :D
Nie mogę się doczekać lekcji oklumencji z Malfoyem ♥ Czekam na kolejny i zyczę weny,
Mrs Black
Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na dalszy rozwój akcji! :) Weny kochana ♥
OdpowiedzUsuńKIEDY KOLEJNY ???? ♥♥♥ Cudne !
OdpowiedzUsuń