piątek, 25 lipca 2014

Rozdział V


            Wiele można było powiedzieć o Hermionie Granger, ale na pewno nie to, że nie cechował jej niemalże ośli upór. W tym nadzwyczaj przypominała swoich przyjaciół ze Złotego Tria. Najczęściej, ta właśnie nieustępliwość i wytrwałość w dążeniu do celu była bardzo pomocna, lecz nieraz już ściągnęła na nią kłopoty.  Z tych jednak bez problemu się wymigiwała. Potrafiła wykaraskać się z prawie każdego przysłowiowego bagna, w które już nieraz wpakowali się podczas licznych przygód. I bynajmniej nie przeszkadzała jej w tym opinia najlepszej uczennicy w szkole. Teraz nie było inaczej... Szkoda tylko, że nie wszyscy nauczyciele mieli ją za idealną Panią Prefekt.
            W chwili, gdy ujrzała Nietoperza z Lochów, nie była pewna, czy nie ma przypadkiem zwidów i czy opary, które unosiły się w klasie eliksirów, całkowicie nie pomieszały jej zmysłów. Jednak szybko okazało się, że z jej głową było wszystko w porządku. Nie dość, że Severus Snape czuł się nadzwyczaj dobrze, to z powodzeniem i z najprawdziwszą radością odejmował im punkty na każdej lekcji i wybrzydzał nad każdym jej wywarem. To ostatecznie utwierdziło Hermionę w przekonaniu, że powrót Snape’a nie był sprawką Eliksiru Wielosokowego. Tym samym nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła zbadać, jakim cudem najbardziej znienawidzony profesor wszechczasów wciąż żył. O dziwo, udało jej się zdobyć od McGonagall zgodę na wypożyczanie książek z Działu Ksiąg Zakazanych bez tłumaczenia się, po co jej to było potrzebne. Także obyło się bez wycieczek do biblioteki w pelerynie Harry'ego, który przez pół dnia chodził obrażony, bo przyjaciółka nie skorzystała z jego szalonego pomysłu.
            Niestety, nawet pomimo przegrzebania prawie całego działu, Hermiona nie była bliżej rozwiązania zagadki niż wtedy, gdy profesor Snape cytował słowa wypowiedziane przez siebie w pierwszej klasie. Na ich podstawie domyśliła się jedynie, że najpewniej chodziło jakiś eliksir… Ale jak na razie natknęła się tylko na fragment, który odsyłał ją do Ksiąg Krwi, a tych Hogwart nie posiadał. Ponieważ jednak od początku roku szkolnego minęły już dwa tygodnie, a ona niczego nie znalazła, Hermiona zaczęła brać pod uwagę, że Snape poddał im fałszywy trop. Dlatego zdecydowała się na ostateczność.
            — Harry, potrzebna mi twoja peleryna niewidka — wypaliła któregoś dnia, odciągając przyjaciela na bok i zupełnie nie zwracając uwagi na rzucane przez resztę Gryfonów pytające spojrzenia.
            Chłopak spojrzał na nią uważnie. Jeszcze nigdy z własnej woli nie prosiła go o jedyną pamiątkę, która pozostała mu po ojcu; zawsze radziła sobie przy pomocy dziesiątek ciężkich tomów. A gdy tylko jej ją proponował, Hermiona zawsze szybko znajdowała argument, który dowodził, że poradzi sobie o wiele lepiej bez peleryny – i tak rzeczywiście było.
            — Dobrze... — zgodził się od razu, choć otrząśnięcie się z szoku zajęło mu dłuższą chwilę. — Ale co planujesz?      
— Chcę śledzić profesora Snape'a.
            Nic nie mogło przygotować go na taką odpowiedź. Trudno więc się dziwić, że Harry Potter znów zaniemówił. Mógł spodziewać się niemal wszystkiego, lecz na pewno nie czegoś takiego!
            — CO?!
            — Ciiiicho! — przerwała mu, bezceremonialnie zatykając jego usta dłonią. — To, co słyszałeś. Chcę śledzić Snape'a — powtórzyła spokojnie, powoli i dokładnie wypowiadając wyrazy, zupełnie jakby rozmawiała z małym dzieckiem. W innej sytuacji być może Harry obruszyłby się na takie traktowanie, jednak teraz jego uwaga zajęta była czym innym:
wyglądało na to, że jego przyjaciółka postradała zmysły!
            — Zwariowałaś? Snape'a?! Przecież jak się dowie, to cię zabije!
            — Uspokój się! Przecież wiem, ale będę uważać...
            — To nie ma sensu, Hermiono! Nie możesz zrobić czegoś takiego!
            — Harry, nie dramatyzuj... Sam przez te wszystkie lata śledziłeś go i podejrzewałeś niezliczoną ilość razy! Zresztą — przerwała na chwilę —  popatrz na to obiektywnie i powiedz mi, jak inaczej mam się dowiedzieć, jakim cudem przeżył? Sam przecież widziałeś, jak umierał! On nie miał prawa tego przetrwać, choćby dlatego, że jad Nagini jest po prostu trujący i nie ma na niego żadnego znanego ludzkości lekarstwa! Przeszukałam już prawie wszystkie Księgi Zakazane i nie znalazłam nic. Rozumiesz: ANI SŁOWA! Sam wiesz, że była mała wzmianka nawet o horkruksach, a tutaj nic! Po prostu muszę się dowiedzieć, jak mu się udało!
            Harry zaniepokoił się, słuchając jej tyrady. Przyjaciółka wydawała się bardzo przejęta; nigdy jej takiej nie widział. Brązowe oczy dziewczyny pałały niezdrowym blaskiem, niemal jak w gorączce, a z każdym wypowiedzianym słowem robiła krok w jego stronę. Gdyby nie to, że znał i ją, i jej umiejętności, a przede wszystkim wiedział, jak wyglądała, gdy czegoś naprawdę bardzo chciała, pomyślałby, iż ktoś rzucił na nią jakiś czar.
            — Hermiono... — zaczął po chwili ciszy, lecz widząc, jak nagle jej oczy napełniają się łzami, dodał szybko. — Już mówiłem, że pożyczę ci pelerynę, to naprawdę żaden problem. Ale czemu aż tak ci na tym zależy?
            — Nie wiem. Ale mam przeczucie, że to bardzo ważne. Rozumiesz, że jeśli dowiem się, jakiego eliksiru użył... Bo musiał użyć eliksiru! Nawet nie wiesz, jakie to może być odkrycie dla świata magii!
            — Nie uważasz, że troszkę przesadzasz? — Harry przemógł się i starając się ignorować załzawione oczy przyjaciółki, zadał pytanie, które męczyło go już od jakiegoś czasu.
            — Harry! Jak możesz tak mówić? Myślałam, że będziesz po mojej stronie!
            — Oczywiście, że jestem. Tylko... Naprawdę nie powinnaś go śledzić. Co, jeśli się dowie?
            Twarz Hermiony rozjaśnił złośliwy uśmieszek, zupełnie do niej niepasujący.
            — Nie dowie się, jeśli mu nie powiesz... Zresztą, jak już mówiłam, wiele razy ty sam chciałeś udowodnić, że jest zły do szpiku kości i biegałeś za nim, oskarżając go o wszystko, o co się tylko dało. Tym razem przynajmniej mam dowody. — Wypomniała mu te wszystkie sytuacje, kiedy nie wiedzieli jeszcze, po której stronie stał Snape i niejednokrotnie śledzili go, ukryci pod niewidką.
            — No dobrze. — Zgodził się w końcu, choć nadal odrobinę niechętnie. — Na kiedy potrzebujesz tej peleryny? Musisz ją mieć teraz?
            Najwidoczniej Hermiona spodziewała się więcej protestów, bo otworzyła usta i zamrugała ze zdziwieniem, nie dowierzając, że przekonywanie Pottera poszło jej tak łatwo. Minęła dobra chwila, zanim dotarło do niej, że już po wszystkim.
            — Byłoby najlepiej. — Uśmiechnęła się czarująco, a z jej oczu momentalnie zniknęły resztki łez. Cóż, mimo wszystko Hermiona była stuprocentową kobietą i w razie potrzeby nie miała skrupułów, by używać wszystkich dostępnych środków, aby osiągnąć to, co chciała. Nauczyła ją tego Ginny, kiedy brązowowłosa spędzała w Norze ostatnie wakacje.
            — Ale nie pójdziesz sama, dobrze? Co prawda, nie zmieścimy się już we trójkę, ale za każdym razem któryś z nas ma z tobą iść. Wojna się skończyła, ale zbyt wielu Ślizgonów pałęta się po zamku. — Harry dziwnie się czuł, doradzając Hermionie. To od zawsze była jej rola. Dotychczas przed każdą ich przygodą to ona była głosem rozsądku całej ich paczki i żadne z nich nie myślało, że kiedykolwiek to się zmieni.
            Westchnęła ciężko i ruszyła za nim do jego dormitorium, wracając zaraz potem do Pokoju Wspólnego z niewielkim wybrzuszeniem pod szatą. Nim Harry zdążył zareagować, rzuciła mu przepraszające spojrzenie, po czym otworzyła dziurę pod portretem, najpewniej znikając zaraz po przekroczeniu progu wieży. Wiedziała, że kiedy wróci, jej przyjaciele dość dosadnie okażą jej swoje niezadowolenie, jednak wolała być sama – szanse, że zostanie przyłapana były zbyt duże. I chociaż miała nadzieję, że uda jej się niezauważenie śledzić profesora, miała niejasne przeczucie, że w końcu na kogoś się natknie, a wtedy nie kłopoty jej nie ominą. Nie chciała wciągać w to chłopaków, którzy i tak mieli swoje zmartwienia. Była zdeterminowana, by odkryć sekret Severusa Snape'a, a jego wychowankowie martwili ją o wiele mniej niż sam opiekun. Najmniej zaś, jeśli mogła tak powiedzieć, przejmowała się swoimi przyjaciółmi, z których strony akurat nie mogło jej spotkać nic złego.
            Starając się być jak najciszej, udała się do lochów. Mimo że cisza nocna minęła już dość dawno, po drodze spotkała wielu śmiałków, którzy włóczyli się po korytarzach, najczęściej w towarzystwie bardzo zajętych nimi dziewczyn. Hermiona z trudem powstrzymała chęć ujawnienia się i doprowadzenia ich do porządku. Obiecując sobie, że na następnym patrolu nie będzie już taka łaskawa, zdusiła zdegustowane westchnienie i, z ciężkim sercem postanowiwszy ich zignorować, bezszelestnie przemknęła korytarzem.
            Nim dotarła do drzwi prywatnych komnat profesora, zdążyła naliczyć niemal dziesięć bezwstydnych parek, które obściskiwały się w najlepsze po kątach, zupełnie nieświadome, że ich małe sekrety nie są już do końca sekretami. Teraz, po widokach, których naprawdę wolałaby nie oglądać, czekało ją równie przyjemne zajęcie – łamanie zaklęć, które strzegły drzwi. Wątpiła, by osoba taka jak Snape je sobie odpuściła. Była za to przekonana, iż spędzi nad tym dość dużo czasu, więc przygotowała się wcześniej. Na szczęście w dzień, który wybrała sobie na tę wyprawę, mężczyzna miał patrol. Dzięki temu nie musiała za bardzo się nim martwić do – z tego, co się orientowała – około trzeciej w nocy. Ponieważ dyżury jej i Malfoya – z którym wspólnie postanowili w końcu zapomnieć o scenie, która wydarzyła się po spotkaniu u Delacour – kończyły się najczęściej o takich godzinach, podejrzewała, iż te profesorskie zbytnio od nich nie odbiegały.
            Alohomora! — rzekła w myślach, dla bezpieczeństwa decydując się na zaklęcia niewerbalne. Wątpiła, by akurat to, jedno z najprostszych, coś jej dało, ale wolała jednak spróbować. — Appareo! — dodała, kiedy jej przypuszczenia się sprawdziły.
            Zaklęcia Appareo nauczyła się specjalnie na tę okazję. Było jednym z bardziej skomplikowanych, bo rzucając je, potrzebne było maksymalne skupienie. Poza tym, by rzucić je poprawnie, należało wykonać bardzo skomplikowany ruch nadgarstkiem. Na szczęście parę godzin machania różdżką opłaciło się, bo zaklęcie zadziałało bez zarzutu, ujawniając bariery ochronne Snape'a. Aż gwizdnęła cicho, widząc, jak bardzo są skomplikowane. Wbrew sobie była pod wrażeniem; coś jej mówiło, że nawet Dumbledore mógłby mieć niejakie problemy z unieszkodliwieniem ich... Co nie znaczyło oczywiście, że ona miała zamiar się poddać.
            Divindo! Cognosco! — mruknęła jeszcze, a przed jej oczami pojawiły się widoczne tylko dla niej ogniste litery, które zapisywały rzucone zaklęcia. Z żalem musiała przyznać, że znała niewiele z nich. Machnęła więc różdżką, kopiując je i zapisując w notatniku schowanym w kieszeni szaty z zamiarem dokładnego ich zbadania, kiedy wróci do wieży Gryffindoru.
            Nagle zakręciło się jej lekko w głowie i oparła się ręką o ścianę, w której ukryte były drzwi. W chwili, gdy mur delikatnie zalśnił, zrozumiała swój błąd: Snape wiedział już, że ktoś tu był! Przeklinając w myślach, wycofała się, słysząc j szybkie kroki z końca korytarza. Mężczyzna dotarł do wejścia nim minęło kilka sekund i rozejrzał się, mrużąc swoje czarne oczy z drapieżnym wyrazem twarzy. Marszczył przy tym nos, zupełnie, jakby węszył.
            — Wiem, że tu jesteś... — mruknął cicho. — Ujawnij się, a może kara  nie będzie tak dotkliwa.
             Słysząc ten jedwabisty, ale przez to jeszcze bardziej złowrogi głos, metodycznie zaczęła się cofać. I chociaż robiła to niemal bezszelestnie, mężczyzna musiał coś usłyszeć, bo zwrócił twarz bezpośrednio w jej kierunku. Jego usta wykrzywiły się w grymasie, który od biedy można było uznać za uśmiech, gdyby nie to, że był zbyt przerażający, a w efekcie niemal zmroził Hermionę. Dziewczyna jednak szybko się otrząsnęła, próbując sobie wmówić, że Snape wcale jej nie widział, że jego oczy nie przenikały przez peleryny niewidki – w końcu było to niemożliwe, prawda? Starając się nie oddychać, krok za krokiem oddalała się od wzbudzającego grozę profesora. Dopiero kiedy znalazła się na schodach, biegiem rzuciła się do ucieczki. Pędziła po schodach, nie zważając na to, że robi tyle hałasu, co stado rozszalałych hipogryfów. Tętent ten ściągnął za nią Snape'a, którego co prawda nie widziała, ale mimo to nie miała wątpliwości, że był ledwie paręnaście metrów za nią.
            Nagle wpadła na kogoś, przewracając ich oboje na ziemię. Podczas upadku peleryna zsunęła się nieco, ukazując jej głowę i ramiona. Hermiona usłyszała głośno wciągane powietrze i dopiero wtedy spojrzała, na kim leżała.
            — Malfoy! Co ty tu robisz? — zapytała szeptem.
            — O to samo mógłbym zapytać ciebie, Granger — odparował, uśmiechając się i bez zbytniej delikatności zrzucając ją z siebie, po czym się podnosząc. — Ładnie to tak biegać po korytarzach w niewidce po północy?
            Nie odpowiedziała jednak, bo zza zakrętu wyłonił się profesor Snape. Z pomocą Malfoy’a zdążyła naciągnąć materiał z powrotem na głowę, nim opiekun Slytherinu ją zobaczył.  Mężczyzna zmarszczył brwi, widząc jedynie chłopaka.
            — Draco? Co ty tutaj robisz?
            Błagam, nie zdradź mnie... Myślała, patrząc na stojącego przed nią Ślizgona błagalnie i mimowolnie przygotowując się do bycia zdradzoną.
            — Szukałem cię, Severusie — odparł jednak spokojnie chłopak, tym samym postępując zupełnie wbrew temu, czego by się spodziewała. — Nie mogłem spać, więc pomyślałem, że pójdę do ciebie i poproszę o Eliksir Słodkiego Snu.
            Hermiona z wrażenia aż przestała na chwilę oddychać. Malfoy jej nie wydał! Nie mogła w to uwierzyć. Jej najgorszy wróg kłamał Snape'owi, żeby ją ochronić. Świat stanął na głowie. Nie zdziwiłoby jej teraz nawet, gdyby rzeczony profesor na kolejnych zajęciach był miły. Zdawało się to równie nieprawdopodobne jak to, co właśnie robił Ślizgon. Może nadal jest mu głupio za tamten wybuch? przebiegło jej przez myśl, lecz bardzo szybko to odrzuciła.
Następnego dnia po incydencie Malfoy przyszedł pod portret Grubej Damy, wywołał ją i przeprosił – niewątpliwie po raz pierwszy i ostatni. Nie wiedziała, dla którego z nich było to większym szokiem, lecz po tym wydarzeniu chłopak zaczął niemal widocznie unikać spotkań z nią, Harrym i Ronem.
            — Ach... — Snape tylko westchnął ze zrozumieniem, patrząc na chłopaka z niejaką troską. — No... Dobrze. Chodź za mną. Powinienem mieć jeszcze fiolkę w zapasie. — Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i ruszył tam, skąd przyszedł. Malfoy zaś podążył za nim, ukradkiem dając jej znak, by poszła z nimi.
            — Nawet nie waż się uciekać. — Odwrócił na chwilę głowę, by bezgłośnie przekazać jej tę widomość, którą odczytała z ruchu jego warg.
            Hermiona najchętniej by go nie posłuchała, ale – czego przyznanie przychodziło jej z wielkim trudem – miała wobec niego dług. W końcu z jakiś nieokreślonych powodów chronił jej tyłek przed Snapem. Było to do niego tak niepodobne, że mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna go czym prędzej zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego. Jednakże, chcąc nie chcąc, była mu coś winna, a że posiadała coś takiego jak honor, nie mogła mu teraz uciec. Nie miała pojęcia, czy zrobił to specjalnie, ale zapewnił jej wejście do komnat profesora, co było dla niej wielką okazją. Nie wiedziała również, czy Malfoy przewidział, co chciała osiągnąć, czy było to zupełnie niezamierzone. Nie zmieniało to faktu, że jej dług urósł jeszcze bardziej, co zauważyła z niechęcia. Jednak nawet to nie zepsuło jej humoru – bo znaczna część strachu już się ulotniła. Teraz chciała tylko śpiewać z radości, bo wątpiła, by dostała lepszą szansę, aby poznać hasło Snape'a; dzięki cognosco dowiedziała sie, że było ono jednym z zabezpieczeń. Na szczęście w porę się opanowała i nie wpędziła obojga w kłopoty – ona miała je i tak; ostatecznie musiała potem tłumaczyć się zarówno swoim przyjaciołom, jak i poradzić sobie z Malfoyem.
            Ruszyła więc sprężystym krokiem za obojgiem mężczyzn, uważając, by tym razem nie było słychać, że prócz nich w korytarzu był ktoś jeszcze. Nie chciała w tak głupi sposób stracić najprawdopodobniej swojej jedynej szansy.
            — Snape — rzucił czarnowłosy profesor w stronę drzwi, które na dźwięk jego głosu odchyliły się, ukazując przytulny pokój utrzymany w ciemnych barwach.
            Kiedy przekroczyła próg, poczuła rosnące podekscytowanie. Wątpiła, by wielu uczniów miało okazję być tam, gdzie ona i oglądać prywatne królestwo Severusa Snape'a. Rozglądała się dookoła z ciekawością, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów, które mogły potem okazać się użyteczne... Chociaż szczerze wątpiła, by zamiłowanie właściciela danego saloniku do czerni i szarości dostarczyło jej informacji na temat powrotu do życia. Mimowolnie zadrżała – bynajmniej nie pod wpływem emocji. Pomimo wesoło strzelającego w kominku ognia, w lochach czuć było przejmujący chłód. Te właśnie płomienie oświetlały cały pokój, nadając mu wrażenie przytulności i swoistego ciepła, które tak nie pasowało do Snape'a. Nie zdziwiło jej natomiast to, że wszelkie możliwe powierzchnie zajmowały grube, stare tomiszcza, na które raz po raz zerkała tęsknie. Niektóre z nich wydawały się być równie stare jak niektóre z Działu Ksiąg Zakazanych... I, znając ich właściciela, nie wątpiła, że zawarte w nich treści raczej nie dotyczyły milutkich mikstur i zaklęć. Najczarniejsze Eliksiry na przestrzeni wieków i Zapomniana magia – krzyczały najbardziej widoczne tytuły, a obrazki na ich grzbietach nie zachęcały do zgłębiania ich tajemnic. Były tu również księgi, które wydawały się być oprawione w coś, co przypominało ludzką skórę. Na niektórych widniały plamy... Pod tym względem biblioteka Snape'a zdawała się być identyczną z tą, która znajdowała się w siedzibie Blacków na Grimmuald Place 13... Co mimo wszystko wcale nie odstraszało Hermiony. Można powiedzieć, że było wręcz odwrotnie.
            Dziewczyna z trudem oderwała wzrok od pokaźnego zbioru, przenosząc go na zapełnione zwojami pergaminu biurko. Podeszła tam szybko, tym razem nie dbając o to, by poruszać się cicho – gruby, włochaty dywan skutecznie tłumił jej kroki. Niestety, szybko się rozczarowała, bo nie były to notatki, a wypracowania klas piątych. Niektóre posiadały już złośliwe komentarze wypisane wściekle zielonym atramentem. Hermiona uśmiechnęła się złośliwie, widząc, jakie bzdury potrafili wypisywać uczniowie... Od niechcenia mogło to tłumaczyć wiecznie zły humor Mistrza Eliksirów. Czytając prace Harry'ego i Rona, sama niejednokrotnie miała ochotę walić głową w ścianę. A mówiąc to, niekoniecznie miała na myśli własną...
            — Proszę. To powinno ci wystarczyć na jakieś dwa tygodnie. — Głos Snape'a przerwał jej rozmyślania. — Mam nadzieję, że pamiętasz, że jedna łyżka wystarcza na dziesięć godzin...
            — ... i jeśli nie chcę wylądować w Skrzydle Szpitalnym, nie mogę brać ani kropli więcej, bo jest silny. Tak, wiem — dokończył Malfoy, uśmiechając się bez cienia złośliwości, zupełnie jak nie on. Obaj zachowywali się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widziała ich na lekcjach i korytarzach. — Nie martw się, ojcze chrzestny, nie jestem Potterem.
            Ojciec chrzestny? A więc Malfoy był chrześniakiem Snape'a? Hermiona aż sapnęła. I chociaż wiele to wyjaśniało – w końcu blond fretka miała zbyt dużą taryfę ulgową nawet jak na Ślizgona – nie umniejszyło to jej szoku. Z drugiej strony, gdyby tak się zastanowić, nie było to zbyt dziwne i można się było tego domyślić wcześniej.
            — Wiem, Draco. — Po raz pierwszy widziała Mistrza Eliksirów uśmiechającego się bez złośliwości i ten dziwny obraz wyrył niezatarty ślad w psychice Hermiony. Teraz tylko miała dylemat, czy chciałaby go wymazać, czy nie; w końcu widok Snape'a, który pokazywał swą ludzką twarz, nie był na porządku dziennym... Poza tym miała wrażenie, że nieprędko go zapomni. Hermiona przełknęła głośno ślinę. Nie było chyba nic bardziej przerażającego niż uśmiech Mistrza Eliksirów. Nic zresztą dziwnego, skoro zawsze zapowiadał on niemałe kłopoty, zwłaszcza dla Gryfonów. — Gdybyś jednak i tak miał problemy, nie wahaj się tu przychodzić, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę.
            — Dzięki, Severusie. Na pewno skorzystam. Dobranoc.
            Mężczyzna na pożegnanie poklepał chrześniaka po plecach, po czym, nie czekając nawet, aż ten wyjdzie, otworzył drzwi do kolejnego pokoju i tam wszedł. Malfoy tymczasem skinął władczo na Hermionę, zachęcając ją, aby poszła za nim. Zrobiła to bez słowa; ta cisza utrzymała się między nimi do czasu, aż ten doprowadził ją do drzwi prowadzących do jego pokoju prefekta. Po dotknięciu odpowiedniej cegły różdżką cofnął się, puszczając ją przodem. Następnie wszedł za nią i poczekał, aż zdejmie niewidkę. Dopiero wtedy spojrzał na nią poważnie.
            — To nie było mądre, Granger — rzekł, a jego słowom towarzyszył cichy trzask zamykanych drzwi, który rozniósł się echem po pokoju.
            Hermiona, słysząc ten dźwięk, poczuła się jak więzień, który słyszy ostateczny wyrok... Bynajmniej nie ten ułaskawiający.



11 komentarzy:

  1. Nie mam słów. Nie mam. Dziewczyno, to jest... to jest po prostu PIĘKNE. Chyba każdy kto to czyta, zazdrości Ci talentu. Chciałabym pisać na takim poziomie. Wiem, że w komentarzu pod poprzednim rozdziałem już o tym wspomniałam, ale naprawdę! Piszesz niczym sama pani Rowling! To jest wręcz niewyobrażalne...
    Po prostu piękne...
    Tutaj mogę Ci już tylko życzyć weny.
    Pozdrawiam, Vik. A.
    http://istnienie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No w takim momencie :( Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo ♥ Zastanawia mnie, dlaczego Draco jej pomógł. No i jak Snape to zrobił. Świetnie piszesz, czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny rozdział przeczytany przeze mnie jak najszybciej się da, jakoś przeboleje że muszę czekać aż tydzień. Zazdro talentu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Czyżbyś planowała Dramione? :D Genialnie piszesz! Mam wrażenie jakbym czytała kolejną książkę z z serii Harry Potter <3 Mam nadzieję że szybko pojawi się najnowszy rozdział! :D

    Pozdrawiam i życzę weny, której jak widzę i tak Ci nie brakuje ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. UUU dzieje sie ,a dzieje.Cudo jak zawsze.Juz nie mogę sie doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz świetny pomysł. Sama nie wpadłabym na coś takiego. Nie wiem tylko czy ,,wskrzeszenie'' Snape'a to mądry zabieg - kocham go, jest świetny i daje wiele oryginalnych możliwości... Bardzo spodobała mi się scena z Draco i mam nadzieję, że coś z niej wyniknie... Może miłość? Spełnienie marzeń *-*
    Czasami miałam wrażenie, że bohaterowie zatracili swój charakterek, ale nie było aż tak źle, więc nawet nie próbuj się martwić :P
    Czekam na kolejny rozdział,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie udało mi się znaleźć czas żeby przeczytać i nie żałuję. Bardzo mi się podoba. Jest napisane zgrabnie i dobrze się czyta. Na początku miałam wątpliwości co do tego czy nie za bardzo skupiłaś się na głównym wątku, ale poprawiłaś się no i to dramione... Jestem na tak i czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam,
    Melania Zabini

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne no!!! :D kolejny superaśny rozdział! <3 cieszy mnie bardzo fakt że Draco nie wydał Mionki xD dobrze że ona mogła choć na chwilę zaglądnąć do komnat Severusa :3 ciekawe opowiadanko ;333 lecę na 6 :D ~ Hermiona Stephenson (Misio ^^)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie żeby coś, rozdział bardzo mi sie podoba, ale pierwsze zdanie jest po prostu nielogicze XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie rozumiem. W poprzednim rozdziale Harry namawia długo Hermionę, żeby wzięła pelerynę, w tym to ona namawia jego - a on się waha? Nie pamiętają, co robili wcześniej?

    Nie wierzę w 10 (sic!) zakochanych par na korytarzach podczas dyżurów Snapa! Przecież Hermiona nie starała się iść jakimiś zakamarkami, wprost przeciwnie, raczej wybrała prostą drogę do jego pokoju - na tej trasie chyba wszyscy mogli się spodziewać nauczyciela na patrolu, prawda?

    A tak poza tym - fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń