Witajcie ponownie! :) Dziś odrobinę krócej, bo rozdział ma jedynie sześć stron - lub aż sześć stron, zależy, z której strony spojrzeć. Mimo to mam nadzieję, że się nie rozczarujecie. Akcja zaczyna już się odrobinkę zawiązywać, więc jest to jeden z ważniejszych rozdziałów. Przy okazji pragnę Was zapytać, co sądzicie o nowym wyglądzie bloga.
Tekst betowała niezastąpiona Iza i to jej oraz Nuadell zadedykuję dzisiejszy rozdział. Powód? Wątpię, by bez nich cokolwiek powstało.
Teraz zaś życzę Wam miłej lektury i liczę, że przypadnie Wam do gustu :)
~*~*~
Chyba
jeszcze nigdy wcześniej w Hogwarcie nie panowało takie podniecenie. A wszystko za sprawą pewnej wili, która w tym roku nauczała obrony przed
ciemnymi mocami... Albo czegoś, co podchodziło pod obronę, jako że Selene większy
nacisk kładła na to, by uczniowie wiedzieli, jak wyglądały najstraszniejsze
klątwy, niż na naukę sposobów obrony przed nimi. Każda klasa po jej zajęciach
wychodziła z sali na drżących nogach i z podekscytowaniem w oczach, rozmawiając
cichutko. Jeszcze większe emocje, o ile było to możliwe, budził powrót Snape'a,
którego śmierć wprawdzie nie została podana do wiadomości publicznej, lecz
niektórzy zdobyli o niej nieoficjalne informacje. Problem z przyzwyczajeniem się do obecnego stanu rzeczy mieli szczególnie członkowie
Zakonu Feniksa. Poza tym, w pamięci wszystkich wciąż tkwiło zabójstwo
Dumbledore'a, pomimo zeznań złożonych przez jego portret, które "pośmiertelnie"
oczyściły Mistrza Eliksirów z wszelkich zarzutów. Teraz wielu z tych, którzy
słyszeli relację Harry'ego, patrzyło na niego ze zmarszczonymi brwiami. Zapewne
zastanawiali się, jak to jest możliwe, że były dyrektor paraduje po Hogwarcie
jakby nigdy nic, skoro Potter wyraźnie powiedział, iż mężczyzna był martwy. Problem
w tym, że Snape podobno przebywał w zamku od mniej-więcej miesiąca i nic nie
wskazywało na to, by nie był sobą. Żywym sobą, gwoli ścisłości.
—
Jak to możliwe? — mamrotała pod nosem Hermiona, przeglądając kolejną księgę
dotyczącą eliksirów uzdrawiających. Za punkt honoru postawiła sobie wyjaśnić,
jakiej mikstury użył Snape, by wyrwać
się z ramion śmierci. Jednak mimo godzin poszukiwań, nie znalazła żadnej
wzmianki o jakichkolwiek napojach tego typu. Odnalazła za to wiele dowodów na
to, że jego przeżycie nie było możliwe, ponieważ jad Nagini miał być jednym z
najgorszych trucizn na tej planecie. — Przecież on nie ma prawa żyć, do
cholery!
—
Może sprawdzisz w Dziale Ksiąg Zakazanych? — podsunął Harry, patrząc, jak jego
przyjaciółka dwoi się i troi.
Dziewczyna
spojrzała na niego nieco nieprzytomnie.
—
Co?
—
Dział. Ksiąg. Zakazanych — powtórzył usłużnie, w duchu jednak pękając ze
śmiechu. — Wiesz, w sumie raczej mało mnie obchodzi, jak to się stało, że
przeżył. Grunt, że tu jest i znowu uprzykrza nam życie. — Skrzywił się, bo mimo
wspomnień, jakie zobaczył w myślodsiewni, nadal nie przepadał za złośliwym nietoperzem.
—
Musiałabym mieć pozwolenie.
— A
pelerynka-niewidka?
—
Naprawdę wydaje ci się, że mam ochotę wkradać się nocą do biblioteki?
—
Bo wcale tego nie robiłaś...
Przewróciła
tylko oczami, decydując w duchu, że kiedy McGonagall wezwie ją i Malfoya na
obchód, poprosi ją o pozwolenie wypożyczenia ksiąg z tego działu. Wprawdzie
jako uczennica siódmej klasy mogła z nich korzystać, lecz tylko w bibliotece, a
to niestety mogłoby sprowokować niepotrzebne pytania. Na szczęście nauczycielka
lubiła Hermionę, więc zazwyczaj nie miała nic przeciwko jej małym prośbom; o
tyle, o ile nie chodziło o łamanie regulaminu, bo na to nigdy nie przymknęłaby
oka.
—
To nie ma sensu — powiedział Harry, kiedy podzieliła się z nim swoim pomysłem.
— Musiałabyś się jej tłumaczyć, po co chcesz te księgi. Wiesz, że po bitwie
jeszcze bardziej zaostrzyła przepisy. Zresztą, co byś powiedziała? Oh, nie,
pani profesor, chciałam tylko sprawdzić, jakiego eliksiru użył Snape, żeby
zmartwychwstać... Na pewno się zgodzi.
—
Jeśli zrobię tak jak chcesz, mogą mnie złapać.
—
No tak, ale...
—
Co "ale"? Przecież już niemal wszyscy wiedzą o niewidce, więc prawie
na pewno ktoś by mnie przyłapał.
—
Jeśli będziesz uważała, nikt nic nie zauważy.
—
Nie wydaje mi się, Harry. Potrzebuję na to dość dużo czasu, a nie mogę
przesiadywać każdej nocy w bibliotece. Muszę dokładnie przejrzeć każdą z ksiąg,
żeby mieć pewność, że niczego ważnego nie przegapiłam, a nie uda mi się to,
jeśli zrobię wszystko ukradkiem.
— McGonagall
na pewno będzie pytała — ściszył odrobinę głos i rozejrzał się dookoła, by
sprawdzić, czy przypadkiem nikt ich nie podsłuchuje. — A Snape się dowie.
—
Coś wymyślę... I nie patrz tak na mnie! Po prostu nie chcę, żeby mnie tam
złapali, rozumiesz? Jeśli nawet wykorzystam niewidkę, to będzie to
ostateczność.
Harry
zastanawiał się przez chwilę, po czym spojrzał przyjaciółce prosto w oczy,
odwracając jej uwagę od grubego tomu leżącego na ławce przed nią.
— W
takim razie ja pójdę! Zadowolona?
Zatrzasnęła
tylko książkę i gwałtownie odsunęła krzesło, chociaż wiedziała, że to niezbyt
mądra reakcja. W końcu Harry chciał dobrze... Poza tym miał rację. Nie wiedział
jedynie, iż tym samym tylko pogorszy i tak parszywy nastrój Hermiony. Bardzo
chciała odkryć tajemnicę profesora, ale pomimo przeszukania większości
biblioteki, nie znalazła absolutnie nic, co by ją usatysfakcjonowało. A nerwów dokładał
jej jeszcze przeklęty Malfoy, z którym ostatnio spędzała stanowczo za dużo
czasu. No i dochodziła do tego zupełnie bezpodstawna zazdrość Rona.
—
Przemyśl to jeszcze! — usłyszała tylko za sobą głos przyjaciela. — Jak się w
końcu zdecydujesz, wiesz, gdzie mnie szukać.
Rozmyślając
o tych wszystkich dziwnych wydarzeniach, które miały miejsce, odkąd zaczął się
rok szkolny, nie patrzyła nawet gdzie idzie do chwili, gdy weszła prosto w
ścianę, która wyrosła przed nią znikąd. Hermiona upadła do tyłu, boleśnie
obijając sobie tyłek. Z ust wyrwało się jej przekleństwo. Ściana jednak nie
dość, że nagle przemówiła, to w zasięgu
wzroku dziewczyny pojawiła się blada dłoń, wyraźnie ofiarowana po to, by
łaskawie pomóc jej wstać. Hermiona uniosła głowę do góry i równie szybko ją
opuściła, widząc, kto był tą przeszkodą.
—
Uważaj jak chodzisz, kretynko! — wysyczał Malfoy, szybko stawiając ją na nogi.
— Nie dość, że musiałem przeszukać prawie cały zamek, żeby cię znaleźć, to
jeszcze na mnie wlazłaś!
—
Przepraszam... — wyjąkała, nadal nie otrząsnąwszy się z szoku.
Oczy
blondyna rozszerzyły się niemal do wielkości galeonów.
—
Granger, dobrze się czujesz? Właśnie mnie przeprosiłaś... Ta twoja szlamowata
krew w końcu rzuciła ci się na mózg czy co? — Widząc, że dziewczyna
niebezpiecznie mruży oczy i już oprzytomniała, szybko zmienił ton. — Zresztą,
nieważne... Nie mam tyle czasu. Selene chciała, żebyśmy przyszli do niej przed
kolacją, bo chciała coś z nami obgadać.
— A
nie możemy teraz?
Malfoy
spojrzał na nią jak na idiotkę.
—
Za pięć minut kończy się kolacja, jakbyś nie wiedziała. Szukam cię już prawie
dwie godziny.
—
Co?!
Wyglądało
na to, że w bibliotece zupełnie straciła poczucie czasu. Nie żeby było to
bardzo dziwne, ale Hermiona nadal nie potrafiła zrozumieć, jak mogła przegapić
gong zapowiadający posiłek, mimo że zdarzyło się to nie po raz pierwszy w
życiu. Co jakiś czas pani Pince musiała jej uświadamiać, że za chwilę trzeba
było zamykać bibliotekę, podczas gdy Hermiona wchodziła do niej na przykład w
porze obiadu. Mimo zapewnień blondyna, spojrzała szybko na zegarek na przegubie
lewej ręki, chcąc się upewnić, czy przypadkiem Malfoy nie robi sobie jakiś
głupich żartów. Niestety, fretka miała rację!
—
Cholera! Na co czekasz, idziemy! — Nie zważając na to, jak dziwnie musiało to wyglądać,
chwyciła go za ramię i pociągnęła za sobą, z każdym krokiem idąc coraz
szybciej. — Malfoy, pośpiesz się, bo nie mam zamiaru cię ciągnąć!
Chłopak
wyrwał rękę z jej uścisku.
—
Dziewczyno, uspokój się. Nic nam nie będzie, jeśli się odrobinę spóźnimy...
Zwolnił
z uśmiechem i wcisnął dłonie w kieszenie ciemnych, dopasowanych spodni.
Wiedział, że ją tym zdenerwuje i nie pomylił się. Gdy po prostu pobiegła
korytarzem, nie oglądając się za siebie, roześmiał się w głos.
Merlinie, ta szlama tak go śmieszy... Jak
można aż tak przejmować się szkołą? Rozmyślał, idąc spacerowym krokiem w
ślad za nią i uśmiechając od ucha do ucha. Stwierdził, że mimo wszystkich
nieprzyjaznych reakcji, jakie powodowało jego pojawienie się w Hogwarcie,
przynajmniej będzie miał rozrywkę. W jakiś sposób odrobinę poprawiało mu to
humor.
Gdy
po paru minutach dotarł na drugie piętro, gdzie mieścił się gabinet Selene,
obie kobiety już na niego czekały. Madame Delacour przysiadła na krawędzi
biurka i przypatrywała się Granger z uwagą, która z kolei nawet nie podnosiła
oczu, usadowiwszy się w ławce naprzeciwko nauczycielki. Z trzaskiem zamknął za
sobą drzwi, prowokując je do odwrócenia się w jego stronę. Selene klasnęła w dłonie,
uśmiechając się szeroko.
— I jest nasz drugi Prefekt Naczelny. Siadaj
obok Hermiony, Draco. — Zaprosiła go gestem dłoni. — Mniemam, że gdy szliście,
powiedziałeś już swojej koleżance, o czym chciałam z wami rozmawiać?
Pokręcił
głową, złośliwie wykrzywiając usta, co nie uszło uwadze przycupniętej nieopodal
Hermiony. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego pytająco.
—
Ma... Draco — poprawiła się szybko. — Nic mi nie powiedział.
Ten
tylko uniósł brwi, słysząc swoje imię z jej ust.
—
No dobrze. Rozumiem, że chciałeś zrobić Hermionie niespodziankę, nieprawdaż? —
Selene z entuzjazmem klasnęła w dłonie, po czym, najwyraźniej nie oczekując
odpowiedzi, kontynuowała. — Jak już mówiłam na pierwszych zajęciach,
rozmawiałam ostatnio z profesor McGonagall, która opowiedziała mi co nieco o
poprzednich nauczycielach. Otóż słyszałam, że na waszym drugim roku profesor
Lockhart zorganizował Klub Pojedynków... Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby założyć
go w tym semestrze, z tym że przedsięwzięcie zaadresujemy jedynie do uczniów klas
siódmych... Spotkania będą w większości dotyczyły klątw, jakie poznajecie na
lekcjach. Przed Bożym Narodzeniem moglibyśmy zakończyć działalność klubu
uroczystym turniejem. Co wy na to?
Kobieta
cieszyła się jak dziecko, w przeciwieństwie do Hermiony, która była lekko
zdezorientowana. W czasie ich drugiego roku faktycznie był powód, by
zorganizować coś takiego. Jednak wówczas taki pomysł poddał sam Dumbledore,
który wiedział już z relacji Harry’ego o tym, że Voldemort nie był tak martwy,
jak się wszystkim wydawało. Merlinie, w ten sposób po prostu przygotowywali się
do nieuniknionego starcia z nim! Ale teraz? W końcu było już po wojnie i
chociaż nie oznaczało to, że czarne moce przestały istnieć, Hermiona nie
widziała powodu, by w klubie Pojedynków mieli
uczyć się o niektórych klątwach. Zwłaszcza, że z doświadczenia zdobytego na
lekcjach z Selene Hermiona wiedziała, że w większości bardzo wykraczały one
poza normalny poziom nauczania w klasie siódmej.
Z
drugiej strony, może po prostu była przewrażliwiona?
— W jakim celu? — wypaliła, nim zdążyła się
powstrzymać.
Malfoy
spojrzał na nią z wyraźnym niepokojem. Co
ta szlama chciała osiągnąć? Zdecydowanie nie podobał mu się kierunek, który
mogła obrać rozmowa.
—
Stwierdziłam, że dobrze by było, abyście mieli możliwość przetestować własne umiejętności
przed owutemami. — O dziwo, na twarzy Selene nie drgnął żaden mięsień. Nadal
wpatrywała się w nich z takim samym słodkim uśmieszkiem, jak wcześniej. Teraz
jednak Malfoy stwierdził, że nie jest on tak pociągający, jak wcześniej. —
Myślałam, że ten pomysł się wam spodoba... Słyszałam w końcu, że bardzo zależy
wam na ocenach...
To
była wyraźna aluzja do Hermiony i ona również to zauważyła. Już tylko szacunek
do Delacour jako do nauczyciela powstrzymywał ją przed odpysknięciem. W tym
momencie Malfoy, po uprzednim przeanalizowaniu tego, co Gryfonka mogła palnąć w
złości, pośpieszył profesorce z pomocą.
—
Ależ oczywiście, na pewno nasi koledzy będą zachwyceni — podpowiedział szybko,
rzucając siedzącej obok dziewczynie ostrzegawcze spojrzenie. Fakt, nie lubił
jej, może wręcz nienawidził, ale nie mógł pozwolić, by przez jej niewyparzony
język wyleciał ze szkoły. A tak na pewno skończyłoby się podpadnięcie słodkiej
profesorce, którą skądś kojarzył...
—
To wspaniale! W takim razie na następnych zajęciach powiem wam, kiedy będą się
odbywały spotkania, dobrze? A teraz zmykajcie do siebie, na pewno jesteście
zmęczeni! — zaćwierkała niczym Umbigrade, gestem dłoni wskazując im drzwi.
Gdy
tylko wyszli i znaleźli się poza zasięgiem słuchu profesor Delacour, Malfoy
nagle odwrócił się na pięcie, po czym złapał idącą obok dziewczynę za ramię.
—
Granger, idiotko! Co ty wyprawiasz?! Chcesz, żeby przez twój niewyparzony jęzor
mnie wyrzucili?! — wywarczał, zaciskając mocno palce na jej ręce i nieświadomie
pozostawiając siniaki na delikatnej skórze. Jednakże teraz tego nie dostrzegał,
wściekły na Gryfonkę niemalże do granic możliwości. Jak mogła zrobić coś tak
głupiego, tak narazić ich – jego!?A,
szczerze mówiąc, miał ją za jedną z nielicznych osób w zamku, których z czystym
sumieniem mógł nie nazywać debilami. Nie sądził, że tak się rozczaruje... A już
na pewno nie w takiej sytuacji.
Hermiona
tylko syknęła cicho, szarpiąc ręką, by ją uwolnić. Jednak po chwili, gdy nie
dało to żadnego, najmniejszego rezultatu, uniosła tylko głowę i spojrzała mu w
twarz. Na tej, choć ukrytej w cieniu, kryło się wiele emocji, które widoczne
były jak na dłoni.
—
Ten cały "Klub Pojedynków" jest tylko po to, by ona mogła uczyć nas
czarnej magii, wiesz?! Zresztą, po co ja ci to mówię... Pewnie jesteś tym całym
pomysłem zachwycony, co Malfoy? — rzekła w końcu, ledwie hamując łzy, ni to
bólu, ni z upokorzenia.
Ledwie
te słowa opuściły usta Hermiony, do jej gardła została przytknięta różdżka, zmuszając
dziewczynę, by ta jeszcze bardziej cofnęła się w stronę ściany, teraz całą
powierzchnią swojego ciała się o nią opierając. Najgorsze, że nie miała nawet
szansy, by sięgnąć po swoją, bo Malfoy nadal nie puścił jej ręki... Starając
się ukryć strach, popatrzyła chłopakowi jeszcze raz prosto w oczy. Nie miała
pojęcia, czego ma się po nim spodziewać i czy przypadkiem w złości nie zrobi
jej krzywdy, nawet pomimo wiszącej nad nim groźby wydalenia ze szkoły. Ze
świadomością, że w razie czego pozostają jej zwykłe mugolskie sztuki walki, nie
opuściła wzroku. Milczenie trwało i trwało, a napięcie narastało z każdą
sekundą, aż w końcu...
—
Tym razem ci daruję... — odezwał się Malfoy, a każdym jego słowem koniec
różdżki mocniej wbijał się w szyję dziewczyny, aż ta zaczęła mieć problemy z
oddychaniem. — Ale... Jeśli jeszcze raz powiesz lub zrobisz coś takiego, nie
odpuszczę ci!
Nacisk ustąpił tak
szybko, jak się pojawił, gdy chłopak szybkim krokiem oddalił się korytarzem,
puszczając Hermionę. Dziewczyna osunęła się po ścianie, z szokiem patrząc, jak
odchodzi.
Świetny rozdział ;) Nie podoba mi się zachowanie Draco ;-; Skądś ja kojarzył? Czyżby ze spotkań śmierciożerców? :D
OdpowiedzUsuńCiekawe co będzie się działo na spotkaniach Klubu
Czekam na więcej i życzę weny,
Mrs Black
Wspaniale. Z każdym rozdziałem intrygujesz mnie coraz bardziej. Twój blog jest tak bardzo zbliżony do powieści pani Rowling, że... ah! Gratulację :D
OdpowiedzUsuńJak mam wytrzymać do weekendu? Zwariuję! :D
Świetny rozdział. Naprawdę. Czekam na kolejny i zapraszam do siebie.
http://istnienie-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę weny.
Vik. A.
PS. Sorry, że z anonima, ale jestem w gabinecie mamy.
Jak zawsze ciekawy,interesujący,wciągający i cudowny :).Juz nie mogę sie doczekać co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo ciekawy rozdział :) Zaintrygował mnie :D z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://descendere-in-infernum.blogspot.com/
Wreszcie, ozyskałam mój laptop...I mogę skomentować. Coraz bardziej mi się podoba i liczę, że szybko dodasz nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńA co do wyglądu bloga, jest intrygujący i mnie osobiście przypadł do gustu.
Pozdrawiam,
*Oleńka*
Życzę weny :)
www.love-forgives-he-forgets.blogspot.com
Może skomentujesz? Informuj o nowych notkach :)
te emocje i nerwy trochę mnie przeraziły, a jednocześnie zaintrygowały ;3 kolejny świetny rozdział xD lecę na 5! ~ Hermiona Stephenson (Misio ^^)
OdpowiedzUsuń