wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział XXI


            Zanim Harry’emu udało się znaleźć Hermionę, śniadanie zdążyło dobiec końca, a uczniowie zaczęli już rozchodzić się na lekcje. To powiedziało mu więcej o jej stanie, niż to, że tak nagle wypadła z Wielkiej Sali. Wszyscy wiedzieli, że normalnych warunkach nic nie było na tyle poważne, by powstrzymać Hermionę Granger przed zdobywaniem i pogłębianiem wiedzy. Harry pamiętał, że nawet po spetryfikowaniu przez bazyliszka jedno z jej pierwszych pytań dotyczyło tego, co ją ominęło. Nadal zdarzało mu się jej to wypominać, ale od ostatnich trzech lat nie reagowała już na to tak gwałtownie, a jedynie uśmiechała się z politowaniem, słuchając jego docinek.
            Zaczynał się już naprawdę martwić, gdy po przemierzeniu prawie połowy zamku okazało się, że po Hermionie nie było ani śladu. Z ciężkim sercem skierował się w stronę wieży Astronomicznej, zastanawiając się, co zrobi, gdy także tam jej nie znajdzie. Szczęście jednak najwyraźniej się do niego uśmiechnęło, bo w połowie drogi na szczyt do jego uszu doleciał szmer czyjegoś oddechu. Harry z bijącym sercem zatrzymał się w pół kroku. Była tam! Skulona w kłębek, Hermiona siedziała w cieniu schodów, opierając się o parapet okna. Gdyby jej nie usłyszał, na pewno by ją przeoczył.
Widząc przyjaciółkę i to, że najwyraźniej nic jej nie jest, Harry aż odetchnął z ulgą. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był spięty.
            Nie namyślając się ani chwili, podszedł cicho i usiadł na podłodze obok niej. Hermiona nie zwróciła na niego większej uwagi, chociaż lekkie spięcie ramion wyraźnie wskazywało na to, że zauważyła jego obecność. Głowę nadal opierała o kolana, a włosy spływały po obu stronach i żałował, że przez to nie może zobaczyć jej twarzy.
            — Jak się trzymasz? — zapytał po przedłużając się chwili milczenia, delikatnie trącając ją łokciem. — Hermiono? Dobrze się czujesz?
            Nie odpowiedziała od razu.
            — A jak myślisz, Harry? Jak mam się czuć, co? — Podniosła głowę i spojrzała na niego.
Kiedy to zrobiła, Harry zdziwił się lekko, nie widząc na jej rumianych policzkach żadnych śladów łez. Z brązowych oczu znikła również wilgoć, która pojawiła się, gdy rozmawiali w Wielkiej Sali.
            Wzruszył ramionami i pokręcił głową z rezygnacją, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć.
            — Nie sądziłam, że może coś takiego powiedzieć… — westchnęła.
            — Jestem pewien, że jeszcze dziś przyjdzie i cię przeprosi. — Harry oklepał ją po ramieniu z nadzieją, że ta marna imitacja pocieszenia chociaż odrobinę jej pomoże. Nigdy nie był w tym dobry. — Znasz go, najpierw palnie coś bezmyślnie, a potem żałuje…
            Hermiona parsknęła, przyznając mu rację. W ciągu lat, które spędzili jako przyjaciele, zdążyli się całkiem dobrze poznać i przekonać, że przede wszystkim łączyła ich jedna cecha: najczęściej najpierw mówili, co im ślina na język przyniosła, a dopiero po fakcie myśleli. I podczas gdy Hermiona zazwyczaj nie miała większych problemów z powściągnięciem języka, o ile nie była pod wpływem silnych emocji, to Ron nigdy nie potrafił się pohamować przed wyrażeniem swojej opinii. Harry’emu także nie przychodziło to łatwo, przez co już nie raz wpakował się w kłopoty.
            — Nie wydaje mi się, żeby i tym razem tak było.
            — Jak to?
            — Widziałeś jego minę? Wydawał się mówić najzupełniej poważnie. Ale teraz zastanawiam się… Harry, a co jeśli miał trochę racji…?
            Wydawała się podłamana tą możliwością.
            — Że Gryfoni mają dość tego, że każdego ranka zastają klepsydrę pustą? — zaczął Harry, ale kiedy zorientował się, jak zabrzmiały jego słowa, gwałtowanie wciągnął powietrze. — Przepraszam! Cholera, to nie miało tak zabrzmieć…
            Hermiona uniosła kąciki ust w parodii uśmiechu.
            — Myślisz, że mnie to nie denerwuje? Staram się jak mogę nadrobić to podczas lekcji, ale wystarczy parę pierwszych minut szlabanu i już cała praca idzie na marne. Jeszcze zrozumiałabym, gdybym faktycznie zachowywała się jakoś nagannie, ale Snape’owi po prostu sprawia przyjemność odejmowanie nam tych punktów — stwierdziła z przekonaniem. — A skoro już nie może mi nic zrobić, to okazja, żeby pokazać mu, że nie może wszystkiego! Myślałam nawet o pójściu do profesor McGonagall, ale robiliśmy to już tyle razy, a nigdy nie było efektu. Dawaliśmy mu tylko satysfakcję!
            Harry z całych sił musiał się powstrzymać, żeby nie wtrącić „A nie mówiłem?”.
            — Czyżbyś w końcu przejrzała na oczy? — zakpił.
            Zarobił sobie tym samym mordercze spojrzenie.
            — Mogłeś sobie darować tę ironię. Wiem, że zawsze mówiłeś, że profesor Snape jest niesprawiedliwy, ale przecież nigdy temu nie zaprzeczałam.
            — Bo nigdy nie kierował swoich złośliwości w twoim kierunku?
            — Serio? Serio?!
Pokiwał głową, mając wrażenie, że nie jest to dobra decyzja i właśnie kopie sobie grób.
Nie mylił się, bo Hermiona momentalnie zmrużyła oczy:
— W takim razie może przypomnę ci, jak porównał mnie do Meduzy, co? Granger, minus dziesięć punktów za stwarzanie realnego zagrożenia tą szopą! — warknęła, idealnie naśladując ton i wzrok Mistrza Eliksirów. — Albo: panno Granger, proszę przestać wymachiwać tą ręką, bo jeśli przez panią stracę oko, przysięgam, że trafi pani do Skrzydła Szpitalnego prędzej niż ja!
            Zachichotał trochę nerwowo, nagle przypominając sobie sytuacje, kiedy Snape komentował wygląd jego przyjaciółki – a należało zaznaczyć, że, pomimo wcześniejszych słów Harry’ego, robił to dość często. Hermiona tak dobrze sparodiowała jego styl bycia i mówienia, że przez chwilę czuł się, jakby Mistrz Eliksirów przebrał się za pannę Granger i siedział obok niego. I chociaż nigdy się do tego nie przyznał głośno, przez myśl przebiegło mu, że uwagi Snape’a były całkiem śmieszne…
            — Spokojnie — uniósł ręce w obronnym geście — nie rób mi krzywdy! Tylko żartowałem! Ale musisz przyznać, że czasem można się pośmiać…
            — Może wtedy, kiedy nie kieruje ich do ciebie.
            — Co racja, to racja. — Nie sposób się było z tym nie zgodzić. — Chociaż dziwię się, że jeszcze nikt nie zaczął zapisywać tych przytyków. Pamiętasz, co powiedział, kiedy na czwartym roku Malfoy powiększył ci zęby?
            — Nawet mi tego nie przypominaj!
            Harry roześmiał się w głos, widząc jej oburzenie. Pomimo upływu tylu lat dla Hermiony był to nadal drażliwy temat i nienajlepszym pomysłem było jego poruszanie.
            — Uznajmy, że tego nie było. Widzisz, wiem, że zasłużyłam na ten szlaban — kontynuowała, zdecydowawszy się puścić śmiech Harry’ego pomimo uszu. — Nie mam co do tego wątpliwości, ale nie będę siedzieć cicho, kiedy zupełnie bezpodstawnie się tak zachowuje. Nie obchodzi mnie, że jest profesorem, mógłby być samym Merlinem, a i tak bym miała tego dość. Po siedmiu latach miarka się przebrała! — oświadczyła zdecydowanie. Jednak żar z jej głosu szybko zniknął, gdy spojrzała na niego ze smutkiem. — Byłam pewna, że ten pomysł się wam spodoba i nie będziecie mieć nic przeciwko, a tu Ron wyskoczył z czymś takim...
            Harry przez chwilę milczał, rozważając wszystkie plusy i minusy. Przez myśl przebiegło mu, jak to się stało, że dzisiejszego ranka jakby zamienili się rolami... Zawsze to Hermiona musiała stopować jego pochopne decyzje i ryzykowne pomysły. Nie wiedział, co go powstrzymywało – w końcu utarcie nosa Snape’owi byłoby samą przyjemnością… Wszystkie te myśli wywietrzały z jego głowy, gdy nagle zdał sobie sprawę, że to jego szansa! Wbrew temu, co powiedział wcześniej Hermionie, szczerze wątpił, by w najbliższym czasie Ron ją przeprosił. Ta sytuacja znacznie różniła się od wcześniejszych… Weasley był zbyt przekonany o własnej racji i za bardzo liczyła się dla niego pozycja w Gryffindorze, którą zdobył jako jeden z bohaterów Ostatniej Bitwy. Nie ulegało wątpliwością, że nawet, gdy uświadomi sobie własny błąd i przyjmie go do wiadomości, trochę czasu będzie musiało minąć, nim zdecyduje się pokajać się przed Hermioną…
            — Wchodzę w to — oznajmił uroczyście.
            Hermiona aż sapnęła, patrząc na niego z niezrozumieniem.
            — Co?
            — Wchodzę w to — powtórzył. — Pomogę ci ze Snape’em, jeśli o to poprosisz. W sumie jak mógłbym tego nie zrobić? W końcu nadarza się okazja do odegrania za wszystkie te lekcje eliksirów. Nie wspominając już o tym, że wszystko odbędzie się za przyzwoleniem naszej pani Prefekt Naczelnej! — Uśmiechnął się rozbrajająco. — Nie mam pojęcia, jak mogłem się na to nie zgodzić wcześniej!
            Musiała minąć chwila, zanim sens jego wypowiedzi do końca dotarł do Hermiony. Gdy dziewczyna w końcu przetrawiła wszystkie informacje, z jej ust wyrwał się cichy okrzyk radości. Harry nie zdążył zarejestrować, co się dzieje, został przyparty plecami do ściany. Hermiona objęła go mocno za szyję, niemal wyciskając dech z piersi, a jej bujne loki przysłoniły mu pole widzenia. Coś mu mówiło, że na obecną chwilę po wcześniejszej melancholii nie pozostało ni śladu.
            — Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć! — roześmiała się, całując go w policzek.
            — A przystopujesz z pracami domowymi i owutemami?
            Pokręciła głową, nadal go nie puszczając. Niemal czuł, jak się uśmiecha.
            — Nie mogłeś nie skorzystać z okazji, co? Nie ma mowy!
            — A kogo my tu mamy? — Nagle nad ich głowami rozległ się nieco sykliwy głos, którego właściciel ani myślał ukrywać uciechę. Ani Harry ani Hermiona nie mieli żadnych wątpliwości co do jego tożsamości.
            Hermiona szybko odsunęła się od przyjaciela i równocześnie z przyjacielem spojrzała w górę. Nad nimi z uśmiechem pełnym złośliwej satysfakcji stał profesor Snape we własnej postaci.
            — Cholera! — cicho zaklął Wybraniec. — Tylko jego tu brakowało!


            — Możecie mi wytłumaczyć, dlaczego nie byliście na lekcjach? — zapytała profesor McGonagall, marszcząc brwi i łypiąc na nich surowo znad kwadratowych oprawek okularów.
            Harry spojrzał znacząco na Hermionę, prosząc ją o przejęcie pałeczki. Ku jego zdziwieniu dziewczyna jednak nic nie powiedziała, spuściwszy jedynie głowę. Wpatrywał się więc w opiekunkę Gryffindoru bez słowa, nie mając pojęcia, jak wytłumaczyć ich nieobecność. Mógł powiedzieć prawdę, lecz ona nic by i nie dała, ba!, bardzo prawdopodobne, że McGonagall by mu nawet nie uwierzyła – było to tak niepodobne do Hermiony.
            — Słucham?— zdziwiła się uprzejmie kobieta. — Nie macie mi nic do powiedzenia?
            Pokręcił powoli głową.
            — Jesteście pewni? Panie Potter? — Harry ponownie zaprzeczył, więc kobieta zwróciła wzrok na Hermionę. — A pani, panno Granger? — Nie doczekała się jednak odpowiedzi. — No dobrze, nie chciałam tego robić, lecz nie pozostawiacie mi wyboru. Szlaban, panie Potter. W sobotę pomoże pan panu Filchowi w uzupełnianiu kartotek uczniowskich. Proszę już iść na lekcje.
            — Pani profesor, ale wtedy jest mecz quidditcha! — zaprotestował gwałtownie chłopak, zdawszy sobie sprawę, co to oznaczało. Jeśli nie pojawi się na meczu, Gryfoni przegrają walkowerem. A niemożliwe było w tak krótkim czasie znalezienie ścigającego!
            Profesor McGonagall spojrzała na niego.
            — Jestem tego świadoma. Trzeba było o tym pomyśleć, zanim zdecydowaliście się spotkać na schadzce.
            Harry zamrugał ze zdziwieniem. Schadzce? Jakiej schadzce?
            — Nie byliśmy na schadzce!
            — Profesor Snape zastał was w dość jednoznacznej sytuacji, pani Potter. A teraz proszę iść na lekcje. A pani, panno Granger, zostanie. — Gestem wskazała mu, żeby wyszedł.
            — Do widzenia — burknął, po czym oddalił się, pomstując w duszy na Snape’a.
            Było do przewidzenia, że Mistrz Eliksirów jak najbardziej ubarwi swoją historyjkę podczas zdawania raportu profesor McGonagall. Nie spodziewał się jednak, że ktoś mógłby wysnuć tak idiotyczne i nieprawdopodobne wnioski! Ale chciałbyś, żeby to, co mówiła ta wiedźma, było prawdą, szepnął głosik w jego umyśle. Harry szybko go stłumił, mając niejakie wrażenie, że w jakiś sposób zdradza Rona. W końcu Hermiona była jego narzeczoną! Podobne myśli nie miały prawa nawet pojawić się w jego głowie!
            Kiedy wyszedł z gabinetu, przystanął jeszcze przy drzwiach w nadziei, że usłyszy, co do powiedzenia Hermionie miała profesor McGonagall. Nie dowiedział się wiele, bo, jak było do przewidzenia, na pokój zostało rzucone zaklęcie uniemożliwiające podsłuchiwanie.
            — Panno Granger, wie pani, dlaczego kazałam pani zostać? — Kobieta spojrzała na swoją wychowankę przenikliwie.
            Hermiona pokręciła głową.
            — Od jakiegoś czasu pojawiło się wiele skarg na panią w związku z niewypełnianymi obowiązkami. Również szlaban, który odrabia pani u profesora Snape’a nie działa na pani korzyść. Przez ostatnie dwa dni myślałam, co z tym zrobić… — McGonagall wzięła głęboki wdech. — Może pani dobrowolnie zrezygnować z tej funkcji, a jeśli nie, dziś wieczorem zbierze się rada, która zadecyduje o zabraniu pani odznaki Prefekt Naczelnej.

2 komentarze:

  1. Co???? No chyba nie!!! Przecież gdyby nie to, że Hermiona jest tą nieszczęsną Prefekt Naczelną nie było by mojej Dramiony!!!! Nieeeeeee.......... Błaaaaaaaggggggaaaaaammmmm cię!
    W ogóle świetny blog. Znalazłam go dzisiaj i zaczęłam czytać z nadzieją, że niedługo powrócisz i tu taki suprise! Super piszesz. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego <3

    P.S. Więcej Dramiony!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. PROSZĘ PISZ WIĘCEJ TWOJE OPOWIADANIE JEST DLA MNIE JAK NARKOTYK NIE WIEM CZEMU ALE NIE MOGĘ BEZ NIEGO WYTRZYMAĆ.
    ps. CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ.

    OdpowiedzUsuń