niedziela, 19 października 2014

Rozdział XV


            Wrzesień nieubłaganie zmierzał ku końcowi, a niebo nad Hogwartem na stałe przybrało odcień paskudnej szarości. Wypełnione lekcjami i pracami domowymi dni stawały się coraz krótsze, a Snape nie pozwalał Hermionie na próżnowanie podczas szlabanu. Nie minął tydzień nim cała klasa eliksirów wraz ze składzikiem lśniła czystością, a ingrediencje zostały poukładane i przeliczone. Również pomiędzy Harrym, Ronem i Hermioną wszystko wróciło do normy. Nawet Ginny przestała łypać nieprzychylnie na Gryfonkę, której w sumie nie widywała już zbyt często – ot, w sumie tylko w porach posiłków. Hermiona bowiem przeniosła się już do pokoju, który został jej przyznany jako Prefekt Naczelnej (i, ku ogromnemu niezadowoleniu Snape’a i triumfowi McGonagall, nie zrezygnowała z odznaki) i cały jej czas, w którym nie siedziała nad pracami domowymi i powtórkami do owutemów, spędzała albo w lochach, albo z Draconem. O dziwo, ze Ślizgonem stali się kimś w rodzaju przyjaciół; zrodziła się między nimi nikła nić porozumienia, wykraczająca poza sprawę, jak nazywali swoje „śledztwo”. W którym, niestety, nie posunęli się ani o krok dalej – niestety, Hermiona nie miała zielonego (ani jakiegokolwiek innego) pojęcia, w jakim języku profesor zapisał swoje bazgroły. Poza tym ich uwagę zaprzątała jeszcze sprawa Klubu Pojedynków, o którym jak na razie nie było nic słychać. A przynajmniej aż do czasu, gdy w środowe popołudnie Selene poprosiła Draco i Hermionę, by zostali po lekcji.
            — Czy mogę was prosić, żebyście przekazali te informacje prefektom poszczególnych domów podczas kolacji? — zapytała z uśmiechem, kiedy stanęli przy jej biurku.
            — Oczywiście — odrzekła Hermiona.
            Po paru zajęciach doszła do wniosku, że trochę zbyt pośpiesznie osądziła nową panią profesor. Selene okazała się naprawdę dobrą nauczycielką, choć skupiała się na raczej zaawansowanych klątwach. Jednakże Hermiona szybko przypomniała sobie, że również Snape nie unika czarnej magii – ot, takie małe hobby. Stwierdziła więc, że w przypadku profesor Delacour nie mogło być inaczej… W końcu każdy ma prawo do swoich dziwactw. A przynajmniej z takiego założenia wyszła, mimo że Draco miał na ten temat nieco odmienne zdanie. Zdawał się wręcz nie znosić Selene, aczkolwiek nigdy nie okazał tego w jej towarzystwie. Zaledwie parę razy o tym wspomniał…
            — Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie bez większych komplikacji i wam się spodoba. — Pożegnała ich. — Liczę, że frekwencja będzie wysoka i nikogo nie zabraknie.
            Dopiero po przeczytaniu jednego z wręczonych im zwitków pergaminu jej słowa nabrały dla nich sensu.


Pierwsze spotkanie Szkolnego Klubu Pojedynków
Odbędzie się w dniu dzisiejszym, tj. 30 września
O godzinie 21 w Wielkiej Sali.
Zapraszam wszystkich siódmoklasistów – obecność obowiązkowa!
Profesor Selene Delaceur


            — Och! — wykrzyknęła Hermiona. — Zupełnie o tym zapomniałam!
            — No co ty nie powiesz? — Kpina była aż zbyt wyraźnie wyczuwalna w głosie idącego obok niej Malfoya. — Chyba nie myślałaś, że po tym, jak umówiła się z nauczycielami, teraz z tego zrezygnuje?
            Prychnęła i przyśpieszyła kroku, mając nadzieję, że tym samym da mu do zrozumienia, że niekonieczna ma ochotę z nim o tym dyskutować. A przynajmniej dopóty, dopóki rozmowa będzie wyglądała tak, że bez ustanku ją obraża; to akurat nie zmieniło się w ich stosunkach ani na jotę… No może teraz Draco używał jedynie mniej dosadnych określeń.
            — Chcesz powiedzieć, że w ogóle nie myślałaś? No, no, no.
            Niestety, jej nadzieje były płonne, bo nie minęło kilka sekund, a Ślizgon znów – bez najmniejszego problemu – dotrzymywał jej kroku, uśmiechając się lekko. Wcześniej to, że normalnie rozmawiają bez rzucania na siebie klątw, budziło powszechne zdziwienie pośród mieszkańców zamku, ale po upływie jakiegoś czasu już mniej więcej się do tego przyzwyczaili. Fakt, nadal nader często witano ich z dziwnymi minami gdy szli gdzieś razem, lecz nie było to już aż tak zauważalne. Pewną rolę odegrało w tym to, że mimo wszystko oboje byli Prefektami Naczelnymi, co samo w sobie zobowiązywało ich do spędzania we własnym towarzystwie sporo czasu.
            — Daj już spokój Draco — odezwała się w końcu, zastanawiając się, jak bardzo dziwnie wyglądałoby, gdyby nagle rzuciła się biegiem. Po chwili zrezygnowała z tego pomysłu, bo zza zakrętu wyszedł Filch, który bynajmniej nie był zbyt przychylnie nastawiony do tego, że uczniowie zachowują się jak „stado hipogryfów”. Nie wspominając już o tym, że jeden szlaban wystarczył jej w zupełności. — Mam nadzieję, że to nie będzie wyglądało tak, jak spotkania z Lockhartem w drugiej klasie — dodała po chwili.
            — Naprawdę? Jak na moje oko, nie miałabyś nic przeciwko… Może nawet uzdrowiciele z Munga zgodziliby się, żeby wziął udział w małym pokazie? Takim specjalnie dla jego ulubienicy?
            Hermiona przewróciła oczami.
            — Ja? Jego ulubienicą? Chyba żartujesz.
            — A kto?
            — Na pewno nie ja. Z tego, co pamiętam, uwielbiał Harry’ego — stwierdziła nieopatrznie.
            Draco zachichotał złośliwie.
            — Ha, masz rację, Granger. — Przerwał na chwilę, by zaraz kontynuować głosem do złudzenia przypominającym baryton Lockharta: — „Harry, Harry, Harry. Sława to kapryśna przyjaciółka, o tak…” — prychnął. — Z dwojga złego chyba nawet ten twój Potter jest lepszy… A przynajmniej łatwiejszy do zniesienia. Co nie zmienia faktu, że się w nim kochałaś!
            — W Harrym?
            Spojrzał na nią jak na idiotkę.
            — W Lockharcie, Granger, w Lockharcie. Mam nadzieję, że od tamtego czasu poprawiłaś się w dochowywaniu sekretów, bo w przeciwnym razie w konfrontacji ze Snape’em mogłabyś być nawet i Mistrzynią Oklumencji, a to i tak by ci nie pomogło. — Westchnął. — To widać na pierwszy rzut oka. Zupełnie nie panujesz nad emocjami… Chociaż pocieszę cię, że twoje pieski są w tym o wiele gorsze. Zawsze wiadomo, kiedy wy Gryfoni coś kombinujecie!
            — My Gryfoni? Przypomnieć ci o tym, jak najczęściej byliśmy pewni, że to ty coś knujesz i za każdym razem mieliśmy rację? Poza tym nie wiesz o większości rzeczy, które nam się udało zrobić…
            — Nieprawda. My Ślizgoni nigdy się nie zdradzamy! Jesteśmy przebiegli i atakujemy z ukrycia… Jak węże! — stwierdził z przekonaniem, robiąc minę, która upodobniła go do małego, obrażonego chłopca. — W końcu nie na darmo mamy go w godle. Tylko nie jestem pewien, jak to się stało, że w waszym przypadku jest to lew… Pomyłka w druku.
            — Tak, tak. Jak węże – tak samo oślizgli i wredni. Nie wspominając już o tym, że z zasady ludzie ich nie lubią.
            — Zupełnie jakby wszyscy wręcz uwielbiali krzyżówki lwa i gryfa. Jak myślisz, bolało?
            — Cóż…
            Hermiona wyszczerzyła zęby, nie mogąc się powstrzymać od dopieczenia Malfoyowi.
            — Czego?
            — Jako dziwny przypadek tchórzofretki powinieneś być o tym doskonale poinformowany. Chyba nikt prócz ciebie nie wie lepiej, czy podobne krzyżówki bolą, Malfoy — rzekła, starając się utrzymać powagę. Nie wyszło jej to co prawda zbyt dobrze, ale urażona mina blondyna wszystko jej wynagrodziła.
            — Co… Ty… Granger! Zapłacisz mi za to — nadąsał się, choć teraz jego reakcji brakowało czegoś, co towarzyszyło ich wcześniejszym kłótniom; teraz było to jedynie raz mniej, raz bardziej niewinne przekomarzanie.
            — Jasne, Malfoy. — Pokiwała głową z fałszywym zrozumieniem. — Zresztą, o czym my rozmawiamy?
            Aż zamrugał. Podał jej połowę zwitków pergaminu, po  czym rzekł:
            — Nieważne. Daj to prefektowi Hufflepuffu, a ja zajmę się Ravenclawem. Zobaczymy się wieczorem, po tym całym spotkaniu… Chyba że masz szlaban — upewnił się.
            — Nie. Profesor Snape powiedział, że do weekendu jestem wolna i mam mu nie zawracać głowy… Ha! Jakbym to z własnej woli przychodziła do tych jego lochów i czyściła te cholerne kociołki. Daj spokój, nie mam wątpliwości, że on po prostu specjalnie je składuje, żeby nie musieć wymyślać mi czegoś innego.
            — I tak czyszczenie kociołków jest bardzo poniżej jego standardów. Powinnaś się cieszyć, że robisz tylko tyle, bo gdyby coś podobnego zrobił ktoś z naszych – a szczególnie przed Ostatnią Bitwą – dostałby tyle Cruciatusów, że to, co się stało z Longbottomami, byłoby niczym ponad spacerek po parku. Czarny Pan — Hermiona zauważyła, że zarówno profesor Snape jak i Malfoy nadal mówili tak na Voldemorta. Zastanawiało ją, czy to kwestia przyzwyczajenia… Czy może czegoś innego? — nie miał w zwyczaju cackać się ze swoimi poplecznikami. Uwierz mi, nie chciałabyś tego nawet widzieć… Co więcej, pod koniec zwykł rzucać klątwy ot tak, dla zabawy… — Chłopak nagle przerwał, jakby zdawszy sobie sprawę, że powiedział więcej, niżby chciał. Jednak nic nie mógł na to poradzić; kiedy już zaczął, słowa wypływały z niego niemalże bez jego kontroli. Wcześniej nikomu o tym nie mówił i dziwnie się czuł ze świadomością, że Granger – ta Granger! – wiedziała o tej części jego życia.
            Hermiona przez chwilę się nie odzywała, przetrawiając to, czego przed chwilą się dowiedziała. Dopiero po paru minutach powiedziała domyślnie:
            — To dlatego tak wiele wiesz o zaklęciach, które przerabia z nami profesor… ee Selene. — Nienaturalnym dla niej było zwracanie się do nauczyciela po imieniu, pomimo tego, że kobieta wyraźnie ich o to poprosiła na pierwszych zajęciach. Hermiona nadal miała z tym problemy i często musiała się poprawiać… Chociaż pomagało to, gdy pytała innego nauczyciela, gdzie znajdowała się profesor Delacour; bardzo dobrze zapadło jej w pamięć, jak wściekła była profesor McGonagall kiedy dowiedziała się, że uczniowie są z Selene na „ty”.
            Draco westchnął ciężko, po czym zmierzył ją ostrym spojrzeniem, przy okazji przywołując się do porządku. O niektórych rzeczach lepiej nie mówić. To była zasada, której trzymał się przez całe swoje życie, a którą wpoił mu jego ojciec. Nie miał zamiaru tak nagle z niej rezygnować, szczególnie że dotychczas okazała się jedną z najbardziej przydatnych; można było nawet wysnuć twierdzenie, że w dużej części pomogła mu przeżyć wojnę.
            — To nie twoja sprawa, Granger. Nie wściubiaj nosa tam, gdzie cię nie proszą. — Z tymi słowy nagle odwrócił się i odszedł do stołu Krukonów, by porozmawiać z Luną, którą mianowano prefektem.
            Hermiona popatrzyła jego śladem ze smutkiem, zdając sobie sprawę, jak jej słowa mogły zabrzmieć. Bez znaczenia był fakt, że nie miała zamiaru obrazić Malfoya. Wydała nieartykułowany dźwięk irytacji na to, że odezwała się tak bezmyślnie, po czym oddawszy jeden ze świstków prefektowi Hufflepuffu, podeszła do swoich przyjaciół. Osunęła się na krzesło obok nich.
            — Co chciała od was Selene? — zapytał Harry, przyglądając jej się badawczo. — Masz dziwną minę. Coś nie tak?
            Przez chwilę wahała się z odpowiedzią.
            — Nie… Tak. Nie wiem. Wezwała nas po to, żeby poinformować, że dziś po kolacji odbędzie się spotkanie Klubu Pojedynków. Musieliśmy przekazać to prefektom domów.
            — Klub Pojedynków? Dobrze słyszę? — Zdumiał się Ron.
            — Mhm. Mówiłam wam jakiś czas temu…
            — Nic nie wspominałaś.
            — Ron ma rację — poparł rudzielca Harry.
            Hermiona zacisnęła wargi z irytacją i stwierdziła:
            — W takim razie teraz wam mówię. Musiałam wtedy zapomnieć — przerwała na chwilę. — Wiecie, że ostatnio wcale nie jest tak spokojnie i… Uch! I profesor Snape, i Draco… Po prostu miałam głowę zajętą czym innym. Zresztą, nieważne. Z tego, co się dowiedziałam, ten Klub będzie działał na podobnej zasadzie, co w drugiej klasie. Podobno Selene udało się jakoś przekonać profesora Snape’a, żeby jej pomagał, ale nie jestem tego pewna; mimo to chyba lepiej, żebyście przygotowali się na taką ewentualność. — Na te słowa obaj chłopcy skrzywili się jak na komendę. — Ja mogę znieść szlabany z nim do końca roku, więc wam też nic się nie stanie.
            — Nam nie — mruknął cicho Harry. — Ale na jego miejscu miałbym się na baczności.
            Spiorunowała go wzrokiem.
            — Co masz na myśli?!
            Jednak nie doczekała się odpowiedzi, bo ten moment wybrała sobie profesor McGonagall, by odchrząknąć, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich przebywających w Wielkiej Sali. Harry po raz pierwszy tak się cieszył z przemowy nauczycielki – w końcu uratowała go od tłumaczenia się Hermionie.


            Jeszcze przed wybiciem godziny dziewiątej w Wielkiej Sali zgromadziła się większość siódmoklasistów, z podekscytowaniem zastanawiając się nad tym, co miało ich czekać dzisiejszego dnia. Tak jak przed niemal sześcioma laty, wszystkie stoły zostały odsunięte pod ściany, a na środku pojawiło się podłużne podwyższenie, wokół którego wszyscy się stłoczyli.
            — Cisza! — wraz z dźwiękiem bicia wielkiego zegara rozległ się głośny rozkaz. Słysząc znany tembr głosu, wszyscy momentalnie ucichli, niekiedy urywając swoje wypowiedzi w pół zdania.
            Na podwyższenie z łopotem szat wszedł Severus Snape, uśmiechając się drwiąco. Zaraz za nim pojawiła się Selene, całą sobą, od blond włosów począwszy, na liliowej szacie skończywszy, kontrastując z postacią Mistrza Eliksirów. W odróżnieniu od swojego kolegi po fachu, kobieta uśmiechała się szeroko, wzbudzając podziw większości przedstawicieli płci męskiej, którzy byli obecni w sali.
            — Wszyscy, którzy nie są na siódmym roku w tej chwili opuszczają salę  – warknął Snape, potoczywszy uprzednio wzrokiem po uczniach. — Ale już! Ty również, Smith. Dziesięć punktów od Hufflepuffu! Czyżbyś myślał, że cię nie rozpoznam, kretynie? — Na te słowa ze swoich miejsc wystąpiło parę osób i szybkim krokiem oddaliło się sprzed ciemnych oczu profesora. — Wszyscy?
            — Och, Sevvy, nie trzeba tak ostro — mruknęła Selene, a z jej ust nadal nie zniknął uśmiech. Podniosła głos i kontynuowała: — Dobry wieczór, moi drodzy! Profesor Snape chciał powiedzieć, że bardzo cieszy się z tak wysokiej frekwencji, chociaż wolałby, żeby wszyscy nasi młodsi koledzy opuścili salę. Tak będzie bezpieczniej. A teraz przejdźmy do rzeczy: witam was w Klubie Pojedynków! Jest to nasze pierwsze spotkanie i pewnie zastanawiacie się teraz, jak będą wyglądały kolejne. Otóż na początku wraz z Severusem urządzimy mały pokaz tego, jak wyglądają pojedynki czarodziejów na wyższym poziomie. Potem omówimy zasady, które obowiązują, aż dojdziemy do tego, by każdy mógł się zmierzyć z każdym. Jednak zanim to nastąpi, zajmiemy się zaklęciami i klątwami, których będziecie używać. Niektóre poznaliście już na naszych lekcjach, inne kojarzą tylko niektórzy z was… — Tu rzuciła spojrzenie na Ślizgonów, skupiając się w szczególności na Malfoyu. Było to jednak na tyle szybkie, że nawet gdyby ktoś to zauważył, z pewnością stwierdziłby, że mu się przywidziało. — Jednak nie ma powodów do zmartwień, bo szybko wszyscy się wszystkiego nauczycie. Później wprawdzie też będzie na to czas, ale… Nasuwają wam się może jakieś pytania?
            Jak można było się spodziewać, kilka rąk uniosło się w górę, przy czym Hermiona niemal stanęła na palcach. Reszta uczniów tylko pokręciła głowami, patrząc na Selene jak urzeczeni i ignorując stojącego nieopodal Snape’a, który uniósł tylko brwi i, patrząc na Hermionę drwiąco, odezwał się:
            — Proszę, proszę. To chyba było do przewidzenia, że panna Granger nie przegapi żadnej okazji, by wywołać najprawdziwszy tajfun, wymachując dłonią. — Prychnął, widząc rumieniec pokrywający jej twarz. Nie wiedział jedynie, czy ze wstydu, czy może powodem jej zaczerwienienia był gniew? W tej chwili obie opcje były tak samo możliwe; ponieważ jednak dziewczyna nawet pomimo jego kąśliwej uwagi nadal trzymała rękę w górze, był zmuszony dodać: — Słuchamy pani. O cóż takiego chce pani zapytać?
            Hermiona potrzebowała niemal całych swoich pokładów silnej woli, by pozostać na miejscu, a nie podejść i udusić swojego profesora. Miała świadomość, że Snape nie był zadowolony, że z powodu czegoś takiego jak zajęcia nie będzie mogła odrobić dzisiejszego szlabanu… Ale, do cholery, jego komentarz był po prostu wredny. Spokojnie, Hermiono, nie wolno ci zabić nauczyciela. Nawet jeśli tym nauczycielem jest Snape. Nie zabijaj nauczycieli… Prawie roześmiała się, zdając sobie sprawę, że Harry z pewnością niejednokrotnie musiał się powstrzymywać od zrobienia mu krzywdy, i to w następstwie o wiele gorszych uwag.
            — Dziękuję, pani profesorze — powiedziała przez zęby, patrząc na niego spod byka. — Czy to oznacza, że na tym właśnie będzie polegał ten uroczysty turniej, o którym pani wspominała?
            Jednak nim Snape zdążył choćby otworzyć usta, uprzedziła go Selene:
             — Tak, Hermiono, właśnie to powiedziałam. No dobrze… Kto jeszcze? Panie Macmillian, Ernie?
            — Na jakich zaklęciach będziemy się skupiać? Ofensywnych czy defensywnych? Mówiła pani, że niektóre będziemy znać z lekcji… Czy będą to klątwy związane z czarną magią?



5 komentarzy:

  1. W takim momencie? ;-;
    Będą się uczyć czarnej magii? :O Nie podoba mi się ta Selene, jest dziwna xd Rozdział świetny, jak zwykle. Czekam na kolejny.
    Co do opóźnień, nie przejmuj się. Chyba nikt nie ma teraz czasu, doskonale Cię rozumiem, a na Twoje rozdziały warto czekać :3
    Pozdrawiam i życzę weny,

    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujący blog. :) Będę zaglądać. :)
    Pozdrawiam xx
    ~~~
    Chciałam również zaprosić na mojego bloga Dramione: dramione-burn-my-soul.blogspot.com
    Może komuś się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award.
    Więcej informacji tutaj: http://nicziii.blogspot.com/2014/11/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog! Jestem pod wrażeniem jakości tworzenia. Czekamy na więcej!

    OdpowiedzUsuń