wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział XVIII


Z dedykacją dla e_schonheit, której komentarz zajął więcej miejsca niż rozdziały niektórych osób. Dziękuję za miłe słowa i życzę wszystkim wesołych świąt!

~*~*~

         Rozmowa z Draco na temat Rona nie przeszła bez echa – w pewnym sensie stało się to punktem zapalnym do zmiany ich relacji z toleruję-cię-bo-muszę na całkiem przyjazne. Nić porozumienia, która już wcześniej się między nimi nawiązała, stała się mocniejsza i trwalsza. Może powodem było, że do wspólnego celu dołączyło teraz niejakie zaufanie? Młody Malfoy nie miał pojęcia, ale w sumie nie oponował też za mocno; teraz stało się jasne, dlaczego w poprzednich latach tak bardzo lubił dokuczać Złotej Trójcy Gryffindoru. Spowodowała to po prostu zazdrość o łączącą ich więź i bliskość. To, że Harry, Ron i Hermiona zawsze, pomimo wszystkich przeszkód, trzymali się razem. Rzecz jasna nie oznaczało to, że nagle zaczął darzyć sympatią Bliznowatego i Wieprzleja, lecz zaczął coraz bardziej przekonywać się do Hermiony.
            Do tych wszystkich uczuć dołączyła również radość z tego, że Gryfonka coraz lepiej radziła sobie z oklumencją. Po tym, gdy dostała od niego księgi, które cudem udało mu się pożyczyć od profesora Snape’a, już bez większych problemów radziła sobie z podsyłaniem Draco fałszywych obrazów dotyczących ich spotkań, a wyrzucenie go ze swojego umysłu nie zajmowało jej dużo czasu, nawet gdy zaciekle się przed tym bronił. Ślizgon musiał więc bez bicia przyznać, że nawet w starciu z Mistrzem Eliksirów mogła mieć dość spore szanse, zwłaszcza że ten nie miał pojęcia, o jej umiejętnościach w tym kierunku. Nie ukrywał, że bardzo go to cieszyło – w końcu nietrudno było przewidzieć, że gdyby wszystko się wydało, jego arystokratyczna skóra dość znacznie by na tym ucierpiała. Jednak, jak to zwykle bywało, jeśli coś szło dobrze, dwie lub trzy rzeczy musiały pójść źle. Tak było również i w tym przypadku. Oboje chodzili wściekli, bo do rozwiązania zagadki, która splotła ich losy razem, nie przybliżyli się ani o krok, nadal tkwiąc w martwym punkcie i zastanawiając się nad tym, jakiego języka użył Snape podczas szyfrowania swoich notatek. Odrzucili już większość opcji: w tym łacinę, francuski, goblideugucki, runy i chyba z dziesięć innych. Angielski odpadał już w przedbiegach.
            — Może po prostu pójdziemy i zapytamy go o to wprost? — odezwał się w pewną deszczową sobotę Draco. — Nie mamy nawet punktu zaczepienia! — Rzucił pergaminem, na którym widniały dziwne litery i znaki zapisane znajomym, wąskim i ostrym pismem.
            Hermiona spojrzała na niego z irytacją, po czym wolno podniosła się z dywanu, na którym leżała, wertując stare księgi. Było jej tam o wiele wygodniej niż w fotelu, jak również dużo cieplej, szczególnie, że zawsze umiejscawiała się w pobliżu kominka.
            — Jasne, Draco. — Spojrzała na zegarek, który nosiła na przegubie dłoni. — Zawsze możesz iść ze mną na dzisiejszy szlaban, jestem pewna, że profesor Snape będzie zachwycony! Już nawet wiem, jak możesz zacząć: Panie profesorze, może mi pan powiedzieć, w jakim języku zapisał pan swoje notatki? Albo najlepiej je przetłumaczyć, oszczędzając nam fatygi — ciągnęła, uśmiechając się sarkastycznie. — A gdyby pan nam zdradził, w jaki sposób udało się panu przeżyć, bylibyśmy nad wyraz zobowiązani. Założę się, że to szczyt jego marzeń!
            Chłopak zasępił się i na powrót podniósł notatki do oczu.
            — Nie musisz od razu tak ironizować…
            Hermiona tylko wzruszyła ramionami. Przeciągnęła się, wyrzucając ręce wysoko nad głowę, aż wszystkie kości w jej ciele wydały z siebie ostrzegawczy trzask. Ziewnęła jeszcze raz i drugi, po czym zaczęła składać wszystkie księgi na jeden stosik, starając się, by nikt, kto przypadkiem mógłby zajrzeć do Salonu Prefektów Naczelnych, nie znalazłby w tym porządku ani sensu.
            — Już idziesz? — zapytał Draco, zerkając na nią z ciekawością.
            — Zaraz siódma. Nie chcę, żeby twój ojczulek chrzestny obdarł mnie ze skóry i przerobił na składniki do eliksirów, bo się spóźniłam.
            Odpowiedział jej wybuch śmiechu, kiedy Malfoy odgarniał włosy, które zaczęły już opadać mu do oczu. Hermiona dokuczała mu z tego powodu, mówiąc, że już nie ma tak idealnej fryzury, co uznawał niemal za obrazę majestatu… Aczkolwiek w dalszym ciągu nie zamierzał przyciąć blond kosmyków. Zastanawiała się, czy robił to z przekory, czy po prostu zdecydował się zmienić image – w końcu tyle rzeczy już było innych, więc czemu nie również to?
            — Nie zrobi tego.
            Zerknęła na niego z powątpiewaniem.
            — Naprawdę? Ostatnio mi groził, że zaczęło mu już brakować ludzkich ingrediencji.
            — Z nagłym zaginięciem ucznia wiązałoby się za dużo papierkowej roboty. Uwierz mi, Snape ma wystarczająco roboty, choćby z pilnowaniem ciebie, żeby imać się czegoś takiego… Więc jesteś bezpieczna.
            Skwitowała to tylko prychnięciem.
            — Przykro mi, Malfoy, ale wolę nie ryzykować. Nie wiem jak ty, ale ja lubię części mojego ciała na swoich miejscach i nie pociąga mnie myśl, że mogłyby być zamarynowane w lochach. — Uśmiechnęła się z goryczą. — Nie wspominając już o tym, że już wystarczająco uprzykrza mi życie, kiedy muszę widywać go codziennie. Przecież ja już prawie zamieszkałam w jego gabinecie! Nie chcę nawet myśleć o tym, co by zrobił, gdybym zaczęła się spóźniać.
            Wzruszenie ramionami.
No tak, Malfoy jako pupilek profesora Snape’a nie miał najmniejszych podstaw, by przejmować się konsekwencjami, nawet gdy Mistrz Eliksirów nie był już zmuszony mu nadskakiwać z uwagi na swoją pozycję w Wewnętrznym Kręgu Lorda Voldemorta. Nie żeby kiedykolwiek zdarzyło się, by ten dostał szlaban; nie licząc oczywiście sytuacji w pierwszej klasie, gdy profesor Snape nie mógł nic zrobić, by tego uniknąć. Wszyscy w końcu wiedzieli, że nie była to tylko fasada i Snape faktycznie wprost nienawidził Gryfonów, pałając za to nieskrywaną sympatią w stosunku do swoich podopiecznych z Domu Węża. Z czym wcale się nie krył.
— Jeśli chcesz, możesz wyjść ode mnie. Będziesz miała o wiele bliżej — głos Malfoya wstrzymał ją w pół kroku w drodze na górę, do jej sypialni.
Hermiona spojrzała na Draco z nieskrywanym zdziwieniem.
— Uch! — zająknęła się. — Dziękuję?
— Mhm… — mruknął tylko cicho. — Sprawdzę jeszcze raz tę książkę, bo wydaje mi się, że widziałem coś, co mogłoby nam pomóc. Ale mam już dość; chyba nawet kod Enigmy był łatwiejszy do złamania — mamrotał do siebie.
            Jej oczy powiększyły się do rozmiarów galeonów, gdy usłyszała wzmiankę o legendarnym wręcz szyfrze Enigmy. Nie miała pojęcia, skąd Draco mógł znać to pojęcia; w końcu to na kilometr zalatywało mugolami! Nikt z jego pozycją z pewnością nie powinien hańbić swojej nieskazitelnie czystej krwi wiedzą, o czymś, co było dziełem ludzi niemagicznych. Nieważne, jak genialne było.
            Z tych rozważań wyrwał ją dopiero głos Draco, który na chwilę oderwał się od książki.
            — Granger! Podobno nie chciałaś się spóźnić?
            Obrzuciła go morderczym spojrzeniem i już jej nie było. W kilka sekund przeszła przez sypialnię swojego współlokatora, po czym doskoczyła do klamki. Ponieważ już wiedziała, że pokój jest dokładnym odwzorowaniem jej własnego, nie rozglądała się dookoła. Nie zwróciła uwagi na porozwalane po podłodze skarpetki i bieliznę, która zaczęła tworzyć już sterty, ani na nieposłane łóżko z wymiętą pościelą. Pilnowała jedynie, by przypadkiem na coś nie nadepnąć. Malfoy mógł być sobie zakichanym arystokratą, ale jego pokój okazywał się po prostu pokojem nastolatka. Pokojem, do którego lepiej nie wchodzić bez potrzeby… No chyba że mając w pogotowiu zaklęcie bąblogłowy. Szybko odsunęła torbę Draco sprzed drzwi, otworzyła je i wyszła na korytarz. Chłopak miał rację: stąd było naprawdę niedaleko do gabinetu profesora Snape’a, gdzie miała się – po raz kolejny – zjawić.
            Dobiegała już ósma, gdy stanęła przed drzwiami prowadzącymi do królestwa Mistrza Eliksirów. W ciągu ostatnich tygodni zdążyła poznać niemal każdy jego kącik… Poznać i dokładnie wysprzątać. Jak na razie nie tknęła jedynie cennych składników Snape’a, ale przeczuwała, że i na to przyjdzie czas; nie mogła w końcu do czerwca tylko czyścić kociołków! Chociaż nadal nie mogła uwierzyć, że w zamku było ich tyle…
            Zapukała i, jak na zawołanie, odpowiedziało jej warknięcie:
            — Wejść.
            — Dobry wieczór.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, widząc grymas na twarzy Snape’a. Była pewna, że gdyby miał większy wybór, odesłałby ją jak najdalej. Ostatnio nawet pokusił się o uwagę, że najchętniej kazałby jej odrabiać szlaban z najgorszą osobą w zamku, ale gdy stwierdziła, iż właśnie to robi, Mistrz Eliksirów tylko spojrzał na nią morderczo i odjął Gryffindorowi resztki punktów. Mimo to tą nieprzyjemność całkowicie wynagrodziło jej to, że jej odpowiedź na chwilę pozbawiła go animuszu. Był to chyba pierwszy raz, od kiedy znała swojego profesora, gdy Snape’owi zabrakło ciętej riposty, co sprawiło, że Hermiona nie posiadała się z dumy.
            — Dla kogo dobry, dla tego dobry… — odezwał się, odwracając głowę w jej stronę i strosząc brwi. — Podejdź tutaj, panno Granger. Na razie opróżnij i wyczyść te słoiki. — Wskazał dłonią półkę na wysokości jego ramion, na której roiło się od oślizgłych składników. Snape najwyraźniej zauważył, że nie jest zachwycona tym, co przypadło jej w udziale, bo na jego wąskich wargach zagościł złośliwy półuśmieszek. — Coś się stało?
            Dużo ją kosztowało ukrycie obrzydzenia, które wywoływała zawartość słoików. Zaczęła się zastanawiać, czy uda jej się pohamować odruch wymiotny, gdy zabierze się za ich czyszczenie. Nie wspominając już o tym, że przypomniała sobie myśli, które nawiedzały jej głowę, nim nie przekroczyła progu jego gabinetu. Odpowiedziała dopiero po chwili, przełknąwszy wpierw głośno ślinę.
            — To nic, panie profesorze.
            — No ja myślę! — prychnął. — Mniemam, że zrozumiałaś, co masz zrobić? Każdy słoik osobno. Już raz niemal nas zabiłaś; nie mam zamiaru stwarzać okazji ku temu, byś mogła zrobić to ponownie. Dotarło to do ciebie?
            — Tak.
            — Więc co teraz zrobisz?
            Hermiona westchnęła z frustracji i zacisnęła dłonie w pięści, chowając je za plecami. Nie miała zamiaru dać Snape’owi satysfakcji z tego, że jego starania się opłaciły i udało mu się znów wyprowadzić ją z równowagi.
            — Mam wyczyścić każdy słoik osobno, pilnując, aby ingrediencje się nie pomieszały. — wyrecytowała. — I nas nie zabić — nie mogła się powstrzymać, by tego nie dodać.
            — Dokładnie. Przypomnij mi, żebym odjął ci pięć punktów za bezczelność, gdy już będziecie mieć jakiekolwiek. — Jak mogła myśleć, że tym razem również uda jej się z nim wygrać? — Wracając do twoich zadań, nie zapomnij sprawdzić, czy składniki nadają się do użytku… Wydaje mi się, że niektóre słoiki stały tu nawet za moich czasów… Wyciągasz ingrediencje, sprawdzasz, czy są zdatne do użytku, naczynia myjesz, wycierasz, na powrót wkładasz składniki, a na koniec, zanim odstawisz wszystko z powrotem, rzucasz zaklęcie konserwujące. Wszystko jasne?
            — Jak słońce. — Jego wzorem wykrzywiła wargi, nie mogąc znieść traktowania jej, jakby była niedorozwiniętym umysłowo dzieckiem. Chociaż zdawało jej się, że za taką ją czasami miał.
            Tym razem zignorował jej uwagę.
            — Na co więc czekasz?
            Nie odpowiedziała, podchodząc do regału, gdzie stał. Aż załamała ręce na widok ilości słoików, którymi miała się zająć, szczególnie, że półka była poza zasięgiem jej wzroku. Była pewna, że profesor Snape specjalnie wybrał ją, aby utrudnić jej pracę. Ze zrezygnowaniem podwinęła rękawy szaty i ściągnęła pierwsze z wielu naczyń; Mistrz Eliksirów przez chwilę przyglądał się temu, jak stawała na palcach z uciechą, lecz po chwili sam również zajął się pracą. Hermiona zdziwiła się tym – zazwyczaj, gdy przychodziła do jego gabinetu, czytał lub sprawdzał eseje. Dzisiejszego wieczoru jednak najwyraźniej postanowił pewną część pracy wykonać własnoręcznie. Co ciekawe, wyglądało na to, że sam robił to, co ona… Z tą różnicą, że mu szło o wiele szybciej i nie krzywił się tak bardzo na zawartość słoików.
            W końcu udało jej się ściągnąć naczynia. Porozstawiała je wokół siebie na podłodze, po czym usiadła w samym środku tego okręgu.
            — Jeśli trafisz na ingrediencje, co do których stanu masz wątpliwości, zostaw je. Pozostałe wrzucisz do tego kosza — mówiąc to, Snape machnął różdżką, przywołując do niej sporych rozmiarów wiadro, identyczne z tym, które stało u jego boku. — Musisz zrobić to ręcznie, nie używając magii; w przeciwnym razie zaklęcie może niewłaściwie zareagować z którymś ze składników.
            Hermiona miała niemałe problemy z nieokazywanie zaskoczenia, w które wprawił ją stosunkowo spokojny i profesjonalny ton nauczyciela. Wydawał się zapomnieć, do kogo mówi. Było to tak niespodziewane, zwłaszcza po poprzednich złośliwościach, że na chwilę zaniemówiła; na szczęście Snape wydawał się na tyle zajęty swoją pracą, by nie zwrócić na to większej uwagi. Mimo to dziewczyna na chwilę spuściła głowę, nie wiedząc, jak zareagować na taką zmianę.
            — A czy nie będzie problemu, jeśli składniki się zmieszają? — Po chwili namysłu stwierdziła, że warto byłoby wykorzystać niecodzienną sytuację do zadania pytań, na które normalnie Snape raczej by jej nie pozwolił. — Ma pan tutaj ich bardzo wiele i mogę się założyć, że duża część z nich ze sobą reagują!
            Profesor pokręcił głową.
            — Bynajmniej. W tym przypadku nie ma takiej opcji, ponieważ na te wiadra został rzucony specjalny czar, który ma zapobiegać podobnym wypadkom. — Powrócił do swojego zwykłego, wrednego tonu: — Chyba nie myślałaś, że zaryzykowałbym, dając ci coś innego? Znając twoje możliwości, w tym samym czasie wrzuciłabyś najbardziej niebezpieczne składniki, jakie znajdują się w tym pokoju. Użyj czasem tego, co masz pomiędzy uszami, Granger!
            Teraz, gdy jej o tym powiedział, wydawało jej się to oczywiste.
            — Już pomijając sam fakt, że gdybyś uległa nieszczęśliwemu wypadkowi, miałbym zbyt wiele roboty z wypełnianiem papierów związanych ze śmiercią ucznia — dodał złośliwie po chwili ciszy.
            Odpowiedź wymknęła jej się, zanim zdążyła pomyśleć.
            — Czyli jestem bezpieczna?
            — Słucham? — Uniesienie brwi.
            — Powiedział pan, że gdyby coś mi się stało, miałby pan za dużo kłopotów.
            — Granger… Kolejne minus pięć punktów. Chyba zacznę to zapisywać — mruknął do siebie.
            Tym razem pohamowała się, gryząc się mocno w język. Śladem Snape’a wróciła do pracy, uznawszy, że chciałaby wydostać się z lochów przed północą. Zadanie okazało się łatwiejsze, niż wyglądało na to na początku, chociaż sięganie po słoiki sprawiało jej trochę trudności. Na szczęście po paru sytuacjach, gdy o mało co nie rozbiła cennych naczyń, rozlewając ich zawartość na siebie, Mistrza Eliksirów, ten spojrzał na nią z politowaniem i rzekł:
            — Czyżby panna Wiem-To-Wszystko nie wpadła na to, by wziąć krzesło lub użyć prostego zaklęcia lewitującego?
            Hermiona zarumieniła się, zdając sobie sprawę z tego, że już drugi raz w ciągu niespełna pół godziny wytknął jej coś, co było oczywistą oczywistością. Udało jej się ośmieszyć, jak nic! Kiedy skorzystała jednak z „rady” Snape’a, poszło jej o wiele sprawniej… A przynajmniej nie musiała się obawiać o to, że skończy cała w wątrobie pancernika lub dawno zeschniętych językach traszek. Tym razem dziękowała Merlinowi za to, że od czasu pierwszego szlabanu, gdy wróciła z poranionymi dłońmi, zaczęła nosić do lochów rękawice ze smoczej skóry. Jednak najbardziej w tym wszystkim przeszkadzał jej nie widok ciemnych, oślizgłych mas niewiadomego pochodzenia, ale zapach, który wydzielał się z wypełnionego już w połowie wiadra. Przyprawiał on ją niemalże o mdłości, a już na pewno powodował obrzydzenie i chęć ucieczki od niego jak najdalej. Ingrediencje, których używali podczas lekcji eliksirów, wydzielały subtelne wonie i jej nie przeszkadzały; Hermiona mogła nawet z czystym sumieniem rzec, że nawet je lubiła. Oczywiście nie zrobiłaby tego przy przyjaciołach, ale taka była prawda.
            Przez dość długi czas ani ona ani profesor Snape się nie odzywali (to akurat nie było dziwne, gdyż dziś był pierwszy dzień, gdy Mistrz Eliksirów odezwał się do niej; nie licząc wydawanych poleceń oraz zwyczajowego „dobry wieczór” i „do widzenia”.) pracując, w, bądź co bądź, dość przyjemnym milczeniu. Minęło już dobre półtorej godziny, gdy przerwała je Hermiona.
            — Panie profesorze… — zaczęła, wyciągając ku niemu małą fiolkę wypełnioną do połowy opalizującym, sypkim proszkiem. — Nie jestem pewna, co zrobić z tym… — nie znała jednak prawidłowej nazwy owego „czegoś”, więc skończyła niezdarnie — tym.
            Snape zwrócił się do niej z miną, która nie zachęcała do dalszej dyskusji, lecz gdy ujrzał zawartość naczynka, jego twarz nieco złagodniała. Ujął je w dłonie, traktując niemalże z namaszczeniem.
            — Ach tak — rzekł cicho. — Panno Granger, miała pani przed chwilą okazję trzymać w rękach jeden z najdroższych i najbardziej cennych składników na świecie.
            Hermiona zmarszczyła brwi, przeszukując w myślach listę ingrediencji, którym nadano takie miana. Kły i jad bazyliszka, pióra chimery (które całkiem przypadkiem stanowiły rdzeń jej różdżki), sok i kora z Drzewa Życia, krew jednorożca, tak rzadki, że niemal legendarny kwiat paproci, równie cenny Pulvis Arefe, niektóre kamienie szlachetne… Bursztyn z wyspy Coran… Woda z Księżycowego Źródła… Chwila. Opalizujący proszek? Przecież to nie może być…
            — Pulvis Arefe? Elfi pył? — spytała z niedowierzaniem.  


7 komentarzy:

  1. W takim momencie? :O
    Dlaczegoo? .-.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego. Pulvis Arefe? A cóż to takiego? Czyżby elfi pył miał coś wspólnego z tajemnicą Severusa?
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :3
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, kocham czytać Twoje opowiadania. Są jak najlepsza książka <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam serdecznie. Natrafiłam na Twój blog przypadkiem, z polecenia na facebooku i jestem naprawdę zadowolona z tego, że poświęciłam na to trochę czasu. Dobrze piszesz, nie znalazłam żadnych wielkich błędów i relacje Hermiony oraz Draco mnie bardziej niż zadowalają!
    Chciałabym zaprosić Cię do czytania mojego bloga: lyraparkinson.blogspot.com i jeżeli również będziesz zadowolona odezwij się a dodam Cię do zakładki : blogi które czytam/polecam
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam :) Kolejny rozdział jak zwykle super. Hahahahaha. Jak ja kocham te odzywki Hermiony do Snape‘a. Elfi pył mnie rozwalił, rozsadził czasoprzestrzeń i przy okazji przypomniał, iż jestem do tyłu ze swoją książką. Sam Hogwart jest super a weźcie sobie wobraźcie elfy w Hogwarcie. Czyżby super do kwadraru? Jest tylko troche powtorzen ale to nic. Użycz mi ździebełko talentu ^^ Oddam jak wydam książkę XD
    Świetny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Jeżeli chcesz, wpadnij do mnie :)
    www.togetherforevergranger.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Głupi, durny, bezczelny blogger usunął mi komentarz, bo był za długi :c Mógłby napisać coś typu "Ten komentarz nie może zostać opublikowany, ponieważ przekracza maksymalną liczbę znaków, lub rozdzielić go na dwa, a nie od razu usuwać, prawda? :c Także całe opóźnienie zrzucam na niego.
    Ale przechodząc do rozdziału, to chcę na początek Ci bardzo, bardzo, bardzo podziękować za dedykacje, kochana, naprawdę sie jej nie spodziewałam i czuję się zaszczycona. Naprawdę, bardzo Ci dziękuję ;*
    Rozdział jest cudowny, jak zawsze <3
    Szczerz mówiąc nadal nie wiem, jaki to będzie parring. Pozwoliłam sobie nawet przejrzeć zakładkę "Warto zobaczyć", żeby sprawdzić o jakim parringu lubisz czytać, ale tam również nic nie znalazłam, bo są tam blogi zarówno Dramione, jak "Szukajcie, a znajdziecie" oraz Sevmione. Kurczę, teraz nie śpię po nocach, bo zastanawiam się o jakim parringu jest Twój blog. Cholera, w jakąś insomnie mnie wpędzisz :p
    Notka jest na naprawdę wysokim poziomie, akcja idzie do przodu, ale nie galopuje. Mam pytanie, czy prowadzisz jeszcze jakiegoś bloga? Bo bardzo chętnie poczytałabym coś Twojej twórczości :) Błędów nie ma, bohaterowie są wyraziści, niepozbawieni charakteru, lekko, przyjemnie się czyta - ideał! <3
    Powyższy rozdział jest ładnie, składnie napisany, tylko ech, obyś kolejny dodała szybko, bo masz talent do kończenia w najbardziej ekscytujących miejscach. Kochana, dodałaś go raptem 5 dni temu, a ja już tu umieram z niecierpliwości!
    Pulvis Arefe? Elfi pył?
    Moim pierwszym skojarzeniem było podobnie, jak u Mrs Black - tajemnica przeżycia Snape'a, ale może on będzie miał inne zastosowanie? W końcu te notatki Severusa chyba nie należały do najkrótszych, a skoro rozwiązaniem byłby Pulvis Arefefi, bądź Elfi Pył,to są tylko 2 słowa, chociaż, jak tak sobie pomyśle, to może byłby składnikiem jakiegoś mega super skomplikowanego eliksiru (który może nawet wymyślił sam Snape?). Albo może będzie on potrzebny do dalszej części opowiadania, ale myślę jednak, że moja pierwsza hipoteza jest (moim skromnym zdaniem) chyba bardziej przekonywująca. No cóż, poczekamy - zobaczymy.
    No i Draco z Mionką. Mówisz, że ich relacje przeszły z toleruję-cię-bo-muszę na całkiem przyjazne? Ja i tak wiem, że oni się kochają, tylko jeszcze sami o tym nie wiedzą, ale to będzie taka LOVE FOREVER i wszyscy będą ŻYĆ DŁUUUUGO I SZCZĘŚLIWIE!!! :D (no tak, a e_schonheit dalej swoje, mimo, że nawet nie wie, jaki to ma być parring, chociaż, jak tak sobie przeczytałam jeszcze raz końcówkę, to ona właśnie przy Snape’ie traci taką zdolność racjonalnego myślenia i to właśnie ON musi jej uświadamiać tą „oczywistą oczywistość”, więc…)
    Tak, wiem, gadam dziś totalnie od rzeczy :c
    Na życzenia świąteczne chyba trochę już za późno, a szkoda, bo święta są takie fajne i napisałam Ci życzenia w tym poprzednim komentarzu, ale mi go usunęło, więc zostaje mi tylko teraz… złożyć Ci poświąteczne-życzenia-świąteczne (istnieje w ogóle coś takiego? Jeśli nie to właśnie to stworzyłam ;)).
    Więc, kochana życzę Ci zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo czasu, który mogłabyś spędzić z bliskimi Ci osobami, aby wszystkie, a szczególnie te najskrytsze, Twoje marzenia się spełniły, byś mogła robić to co kochasz, aby wszystko szło po Twojej myśli, aby Twoja wena była niewyczerpalna, śniegu, a jeśli u Ciebie już spadł, to aby było go jeszcze więcej i jeszcze raz wszystkiego najlepszego! ;*
    Jeszcze raz wszystkiego dobrego, viel Gluck, alles Gute usw. ;*
    Ściskam Cię mocno ;*
    e_schonheit ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hurra! Udało się! Opublikował! :D
      Dobra lecę, bo jeszcze zapeszę i mi go usunie :P
      Pozdrawiam jeszcze raz ;*
      e_schonheit ;*

      Usuń
    2. Danke schon fur deine schone Wunsche! :D Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu i z bezczelnym uśmiechem stwierdzam, że nie rozwieję żadnej z Twych wątpliwości co do Pulvis Arefe. Mogę jednak powiedzieć, że tego, jaki pairing zaplanowałam, powinnaś domyślić się w ciągu maksymalnie kilku następnych rozdziałów.
      Pozdrawiam ;)

      Przy okazji, prowadzę także bloga http://elijah-duc-me-ad-caelum.blogspot.com/ chociaż pierwszy rozdział ukaże się dopiero za jakiś czas. Poza tym niedługo powinny powstać dwa inne blogi, a w wakacje zajmę się spisywaniem Kronik Snape'a. Także... Zapraszam? ;)

      Usuń