sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XVII


               — Co tak długo? — zapytał Malfoy, kiedy Hermiona parę minut przed północą weszła do wspólnego salonu Prefektów Naczelnych.
            — Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć? — odrzekła ta, przeciągając się z westchnieniem i podchodząc bliżej.
            Przez to znalazła się kręgu światła, jakie dawał ogień z płonącego kominka i porozstawiane w strategicznych miejscach świece. Oczy Ślizgona rozszerzyły się nieco na odrobinę niecodzienny widok.  Mianowicie Hermiona wyglądała, jakby ją zemdliło, nie wspominając już o dziwnym wymięciu ubrań i rozczochranych nawet bardziej niż zwykle włosach.
            — Na Merlina, Granger, co ci się stało? Wyglądasz, jakby ktoś się do ciebie dobierał! — stwierdził, nim zdążył pomyśleć. — Gdzie ty w ogóle byłaś?
            Obrzuciła go spojrzeniem typu co-ty-nie-powiesz, po czym westchnęła ciężko. Zanim odpowiedziała, odgarnęła zbłąkane kosmyki z oczu i uśmiechnęła się lekko, choć niezbyt szczerze. Jednak ktoś, kto nie znałby jej zbyt dobrze (a akurat Draco musiał przyznać, że przez ostatni miesiąc dowiedział się o niej wiele) mógłby pomyśleć, że ten grymas był szczery. Chociaż nie dało się ukryć, że w identyfikacji pomogło młodemu Malfoyowi to, że jako były Śmierciożerca musiał dobrze opanować swoje emocje i nawet lepiej odczytywać je u innych. Od Granger zaś niemal na milę biło rozgoryczenie i zmęczenie.
            — W Pokoju Wspólnym Gryffindoru, a gdzie miałam być?
            Wzruszył tylko ramionami.
            — Co ci jest? — zapytał ponownie.
            — Ron.
            — Wieprzlej? To — ogarnął gestem całą jej postać — jego sprawka?
            — Mhm…
            — W takim razie w czym problem? Z tego, co wiem, to twój narzeczonym, więc powinnaś być przyzwyczajona do jego umizgów. — Wzdrygnął się na samą myśl. — Jakkolwiek ohydne by się nie wydawały… Cholera, nadal pamiętam, jak wisiał na tej… Jak jej tam? Brown? Wiesz, tej z naszego roku.
            — Lavender — podpowiedziała Hermiona, chociaż jej mina wskazywała, że nie jest zadowolona z kierunku, w którym zmierzała ta rozmowa. — A co się stało, że jesteś taki ciekawski, Malfoy? Chyba nie masz nagłego napadu troski, co?
            Wyszczerzył zęby. Dziewczyna nie wiedziała, że w tym, co powiedziała, było trochę racji. W miarę upływu czasu zaczął się o nią odrobinę martwić – w końcu bez niej miałby marne szanse na rozwiązanie zagadki powrotu do żywych jego ojca chrzestnego. Jednak w gruncie rzeczy była to tylko część prawdy, bo naprawdę chciał wiedzieć, co ją gryzło; a najwyraźniej było to ściśle związane z Wieprzlejem, na którego w ten sposób mógł znaleźć coś upokarzającego. Akurat to się nie zmieniło: nadal nie cierpiał pozostałych dwóch trzecich Świętej Trójcy, choć Granger nawet trochę… polubił?
            — Nic z tych rzeczy — odrzekł, a złośliwy uśmieszek nie schodził z jego ust. — Jesteś wyraźnie poruszona, a w takim stanie nie ma szans, byśmy chociaż spróbowali poćwiczyć oklumencję. A musimy. Ominęliśmy już dwie lekcje i nie możemy sobie pozwolić, byś nie robiła większych postępów… Jakoś nie uśmiecha mi się znaleźć w moim soku dyniowym jakiejś obrzydliwej trucizny, bo nie potrafiłaś powściągnąć swoich myśli przy Snape’ie.
            — Proponujesz, żebym ci się zwierzyła, Malfoy?
            — Możesz to nazwać, jak chcesz. Jeśli nie powiesz, o co chodzi, opanuj się, bo chciałbym jeszcze przespać się przed śniadaniem… Bo dziś już nie mam na to szans.
            Hermiona zastanowiła się chwilę. Nie miała pojęcia, czy Malfoy miał tego świadomość, ale jego propozycja była dla niej bardzo na rękę. Już od pewnego czasu potrzebowała się komuś wygadać, kogoś się poradzić, ale nie miała do tego nikogo odpowiedniego: Harry odpadał z racji tego, że był przyjacielem Rona i pomimo wszystkich jego zalet dotrzymywanie tajemnicy zazwyczaj do nich nie należało. Sam Ron odpadał z przyczyn oczywistych… Ginny… Tutaj Hermiona miała niemały problem, bo nie wiedziała, co od połowy wakacji działo się z Weasleyówną. Dziewczyna najczęściej albo po prostu ją ignorowała, albo unikała (byłej?) przyjaciółki za wszelką cenę; zaś w sytuacjach, gdy już przebywały w swoim towarzystwie z inicjatywy osób trzecich, była po prostu wredna. Czasem zdawała się nawet gorsza od Malfoya w czasach jego świetności, co budziło wielki smutek Hermiony. Zaś poza tamtą trójką, tak naprawdę nie miała nikogo. Prawie wszyscy Gryfoni się od niej odwrócili; nawet nie prosili już jej o pomoc w pracach domowych… Hermiona była przez to trochę zagubiona, chociaż starała się tego nie okazywać, nie chcąc martwić przyjaciół. Jednak nie dało się ukryć, że męczyła ją trochę kwestia związana z Ronem.
            — Jesteś pewny, że chcesz słuchać o moich sprawach sercowych? — upewniła się kpiąco.
            Chłopak przez chwilę wyglądał, jakby miał ochotę uciec, jednak szybko się opanował.
            — Jeśli musisz… — mruknął w końcu nieco niechętnie. — Ale wybij sobie z głowy pomysł, że będę służyć za twoją stałą pocieszycielkę! To jednorazowa sytuacja, jedynie na potrzeby naszych zajęć.
            Hermiona parsknęła oburzeniem na widok świętego oburzenia pomieszanego z przerażeniem, które odmalowały się na jego twarzy na samą myśl o czymś podobnym. Jednak szybko się opanowała.
            — Nie wierzę, że ci to mówię. Tylko, Draco, to ważne… Nic ma nie opuścić tego pokoju, rozumiesz? Nic!
            — Jak chcesz. Słowo Ślizgona — mówiąc to, podniósł rękę do czoła w parodii harcerskiego salutu.
            — Jak mniemam, musi mi wystarczyć?
            — Dokładnie — odrzekł bez cienia skrępowania. — Wtedy jakoś mi zaufałaś i nikt niczego się nie dowiedział.
            — Nie miałam większego wyboru, nie pamiętasz? Że już nie wspomnę o tym, że mnie szantażowałeś zmianą zdania, jeśli nie zgodzę się na twoje warunki!
            — Trzeba walczyć o swoje! Nie powiedziałem nic mojemu ojcu chrzestnemu, więc co za różnica…
            Przewróciła oczami, przypominając sobie uczucie strachu, które ją ogarnęło, kiedy wpadła na Malfoya, uciekając przed wściekłym profesorem Snapem. Nie dało się ukryć, że mógł ją wtedy wydać, nie wiedząc nawet, o co chodzi, a nie zrobił tego – była mu za to bardzo wdzięczna, sama nie mając pewności, czy zachowałaby się podobnie na jego miejscu. W końcu gdyby pojawiła się okazja wkopania Malfoya, wtenczas wątpiła, czyby zastanawiała się nad tym chociaż chwilę. Pewne zachowania zostały głęboko zakorzenione, a jego docinki nadal świeże w pamięci. Fakt, teraz było inaczej, ale wtedy…
            — Wiem i już mówiłam, że mam wobec ciebie z tego powodu dług, co niezbyt mi się uśmiecha. Nawet nie wspominając o ostatniej sytuacji… Przecież ja się z tego nigdy nie wypłacę! — mruknęła do siebie.
            Na twarzy Dracona zagościł najbardziej ślizgoński uśmieszek, jaki kiedykolwiek widziała, nie pozostawiając wątpliwości co do niegdysiejszej decyzji Tiary Przydziału.
            — Wiem.
            — Nie wątpię. — Pokręciła głową, starając się zebrać myśli i odwagę, by powiedzieć wszystko, co nie dawało jej spokoju.
            — Granger, wiem, że ta dyskusja jest niezmiernie interesująca… Szczególnie, że prowadzisz ją ze mną, ale przypomnę ci, że nie mam całej nocy i nie mam ochoty spędzać jej na pogaduszkach z tobą; wolę się w końcu przespać. Spójrz na te worki pod oczami – one mnie szpecą! A nie chcesz, bym został oszpecony, prawda?
            — No oczywiście! Przecież co to by była za strata! — jej ton wręcz ociekał sarkazmem.
            — No widzisz. Dlatego mów, co masz mówić i zabierajmy się w końcu do roboty — stwierdził z całym przekonaniem i pewnością siebie. — Wiesz, że muszę wcześniej wstać. Żeby tak — tu wskazał na siebie — wyglądać, trzeba czasu!
            Nie miał pojęcia, czy Hermiona zrozumie, co miał zamiar osiągnąć swoim głupkowatym zachowaniem i nieco dziwnymi uwagami. Po prostu chciał jej dać trochę czasu na namysł i przy okazji poprawić trochę humor. Jednak nie ulegało wątpliwościom, że w jego słowach było dużo racji – jako że nadal mieli wspólną łazienkę, Hermiona nieraz odczuła na sobie to, jak bardzo Draco dbał o swój wygląd. Nie dość, że miał więcej kosmetyków, niż wszystkie dziewczyny z siódmego roku razem wzięte (a patrząc na taką Lavender to był nie lada wyczyn) to na pielęgnacji swojej urody spędzał najczęściej bitą godzinę, jeśli nie dwie… W końcu, po wielu kłótniach, Hermiona nauczyła się, że musi wstawać albo wcześniej od niego, lub szykować się na ostatnią chwilę… Jak było do przewidzenia, skończyło się na tym, że Gryfonka, zupełnie nieprzytomna, musiała zwlekać się z łóżka prawie bladym świtem, żeby zdążyć przed swoim uciążliwym współlokatorem.
         

— Więc? — Draco spojrzał na dziewczynę z oczekiwaniem. — Ziemia do Granger! — Kiedy nie odpowiedziała, zamachał jej dłonią przed oczami.
            Hermiona zamrugała, po czym głośno przełknęła ślinę i zaczęła mówić. Teraz, kiedy komuś o tym opowiadała, wszystkie obawy wydały jej się głupie i błahe – żeby już nie rzec, że zupełnie niepotrzebne. O dziwo jednak Malfoy nie wyraził tego na głos, ba! nawet ani razu jej nie przerwał.
            — To wszystko? — zapytał w końcu.
            Przytaknęła, patrząc na niego i czekając na jakąkolwiek reakcję, choćby miało być to zupełne jej wyśmianie.
            — Tak.
            — Hmmm… — zastanowił się. — Skoro masz takie odczucia względem Wieprzleja, czemu zgodziłaś się za niego wyjść?
            Hermiona spodziewała się wszystkiego, ale nie podobnego pytania, szczególnie, że zostało zadane ze spokojem, bez śladu zwykłej pogardy. To jednak nie było jeszcze aż tak złe; gorszym okazał się fakt, że nie miała pojęcia, jak na nie odpowiedzieć. Dopiero po chwili zdołała na tyle wyjść z szoku, żeby wydukać:
            — Ja… Nie wiem.
            — Jak to nie wiesz? — W głosie Malfoya pojawiły się znane nutki wyższości. Jednak w tym przypadku wydawało to się w miarę usprawiedliwione.
            — Normalnie! Oświadczył mi od razu, kiedy udało nam się wygrać Ostatnią Bitwę. Wtedy wydawało mi się to dobrym pomysłem, szczególnie, że byłam pewna, że go kocham i że nic lepszego nie mogło mnie spotkać. A teraz, nie wiem, czemu, zaczęłam mieć co do tego wątpliwości… — stwierdziła. — Ale zostawmy to. Nie ma sensu roztrząsać problemów, które tak naprawdę nawet się jeszcze nie pojawiły.
            Malfoy wzruszył ramionami.
            — Jak sobie chcesz, dla mnie to całkowicie obojętne. Czyli zaczynamy?
            — Na to wychodzi.
            — W takim razie przygotuj się. Wiesz, których wspomnień będę szukał i właśnie te masz ukryć… Już z oklumencją jako taką radzisz sobie w miarę dobrze, więc teraz spróbuj poddać mi fałszywe obrazy. Wprawdzie najbardziej wiarygodne byłyby, jeśli odtworzylibyśmy je na żywo, ale… Po prostu spróbuj, okay?
            Skończyli ponad godzinę później, kiedy w końcu Hermionie udało się pokazać Malfoyowi fałszywy powód, dla którego ze sobą rozmawiali. Niestety nie trwało to długo, bo wystarczyło, by chłopak użył większego nacisku, a prawdziwe wspomnienia zaczęły wypływać, dominując przekaz. Na szczęście Gryfonka szybko poradziła sobie z ich ukryciem; wiedzieli jednak, że taka reakcja nie wystarczy, jeśli do jej głowy dobrałby się profesor Snape… Ten, w przeciwieństwie do Malfoya, nie miałby skrupułów, by przestać być delikatnym. Aczkolwiek Hermiona i tak po każdym rzuconym zaklęciu orientowała się, że nie siedzi już wygodnie w fotelu, a leży bądź klęczy na podłodze.
            Już miała pożegnać Draco, gdy ten zatrzymał ją ruchem ręki.
            — Mam pomysł. Możesz spróbować przeczytać o jeszcze innych metodach oklumencji z ksiąg, które musiałem studiować, gdy sam się tego uczyłem. Wątpię, by była jakakolwiek szansa, by on ich nie znał, ale warto spróbować. Potem możemy je przećwiczyć… A z tego, co pamiętam, jest tam dużo o fałszywych obrazach — powiedział z namysłem.
            Usta Hermiony rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Zawsze, gdy wcześniej o czymś przeczytała, łatwiej było jej się tego nauczyć; w całości wtedy polegała na wiedzy, którą wyniosła z ksiąg. Nie znała lepszej metody – a ta zawsze działała. Poniekąd, to w dużej części dzięki książkom osiągała tak wysokie wyniki… Chociaż profesor Snape z upodobaniem jej to wypominał, nienawidząc idealnych odpowiedzi, których zawsze udzielała na jego lekcjach. Problem jednak tkwił w tym, że jej definicje nie odbiegały wielce od tych w podręcznikach.
            — Świetnie. — Zmarszczyła brwi. — Raczej nie znajdę ich w bibliotece, prawda?
            Pokiwał głową.
            — Naprawdę myślisz, że daliby coś takiego, nawet do Działu Ksiąg Zakazanych? Przecież w sumie większość uczniów nie ma większych problemów, żeby się tam dostać; a stary Drops zawsze używał legilimencji… To dlatego zawsze o wszystkim wiedział. Byłoby mu nie na rękę, gdyby zbyt wiele osób dowiedziało się o oklumencji.
            — Profesor Dumbledore?
            — Taak. — Przewrócił oczami. — Co to się stało, że złota Gryfonka Granger nie broni waszego ukochanego świętego dropsoholika?
            — On nie był święty… Nikt nie jest. Jednak o zmarłych powinno się mówić dobrze albo wcale — powtórzyła słowa, które nieraz słyszała w swoim rodzinnym domu. — Nie mają nawet możliwości się bronić.
            Mimo tego niejakiego upomnienia Hermiona nie zanegowała słów Draco. Teraz, gdy jej o tym powiedział, wydało jej się oczywiste, że Dumbledore zwykł uprawiać legilimencji. Dziwiło ją tylko, że wcześniej na to nie wpadła. W końcu stało się jasne, dlaczego były dyrektor był niemal wszechwiedzący.
            — No oczywiście. Bo przecież każdego po śmierci się wybiela… Och. Są tylko pewne wyjątki… — W jego głosie wyraźnie słychać było zmęczenie i rezygnację.
Hermiona nie musiała pytać, by wiedzieć, że mówi o swoich rodzicach… A raczej matce. Po wojnie Draco został półsierotą; Narcyzę trafiło mordercze zaklęcie w bitewnym zgiełku. Kobieta nie walczyła jednak ze Śmierciożercami – podobnie jak syn zmieniła strony. To jednak nie zmieniało faktu, że nadal pośmiertelnie traktowano ją jak popleczniczkę Voldemorta.
Nie odpowiedziała, nie wiedząc, co rzec na jego uwagę. Zabrakło jej słów, a to nie zdarzało się jej często.
— Postaram się załatwić ci te księgi na jutro lub pojutrze… Zależy, kiedy uda mi się namówić Snape’a, żeby znów mi je pożyczył i wymyślić na to w miarę wiarygodne wytłumaczenie. On ma jedyne kopie, nie licząc tych, które są w posiadaniu mojego ojca, w Malfoy Manor — rzekł w końcu, przerywając niezręczną ciszę, która zapadła. Zerknął na nią i wykrzywił usta w dziwnym grymasie. — Lepiej, żeby nigdy się nie dowiedział, w czyje ręce się dostaną.
Wiedziała, że ma absolutną rację. Jednak Malfoy był na tyle beznadziejnym nauczycielem, że wydawało się to najlepszym sposobem, by ukryć prawdę przed profesorem Snape’em. Szkoda tylko, że gdyby coś nie wyszło, Mistrz Eliksirów dowiedziałby się o wszystkim. Nawet jej szlaban byłby niczym w porównaniu z tym, co by wtenczas zrobił.

~*~*~

A teraz małe ogłoszenie: powiem szczerze, że mam trochę trudności z pisaniem tego opowiadania, a na jego miejsce pojawiły się kolejne pomysły (dwa z nich już zaczęłam realizować), projekty osadzone w świecie Piratów z Karaibów oraz Sherlocka Holmesa (jak widać, będzie raczej historycznie). Mimo to tego konkretnego fanfiction bynajmniej nie porzucam, bez obaw! 
Mam za  to pytanie: nie zna ktoś z was osoby, która byłaby skłonna wykonać mi szablon z "Piratów..."? Równie wdzięczna byłabym za informacje o żeglarstwie w połowie XVIII wieku, slangu piratów i marynarzy, budowie statków i wszystkim, co z tym związane. Będę dozgonnie wdzięczna!

 

4 komentarze:

  1. Nareszcie notka, długo czekałam :3
    Wspaniały rozdział! Ciekawe jaką wymówkę wymyśli Draco. Słodkie, że ją polubił :3
    Co do szablonu, zapraszam na http://bajkowe-szablony.blogspot.com/
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, wspaniale piszesz :) Czekam na kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłam czytać i teraz na usta mi się ciśnie tylko takie wielkie "WOW"!
    Wiem, że wypadałoby mi skomentować każdą notkę z osobna, ale tak się wciągnęłam, że nie mogłam się doczekać, co będzie dalej, więc siedziałam tylko z wzrokiem utkwionym w ekranie i czytanie przerywałam tylko i wyłącznie w celu przyciśnięcia przycisku "Nowszy post" pod rozdziałem.
    Ale może zacznę od początku:
    Linka na Twojego bloga znalazłam bodajże na którymś z blogów, które ostatnio czytałam, więc od razu postanowiłam wejść. Pierwszy rzucił mi się w oczy szablon. Jest naprawdę ładnie wykonany, a przy tym nie przesadzony. Zaintrygowało mnie, o jakim parringu (o ile wogóle o jakimś) będzie ten blog, bo nigdzie, ani w nazwie, ani w szablonie nie znalazłam odpowiedzi i jedyne, co było pewne, to że akcja będzie toczyć się w Hogwarcie i będzie to fanfick oparty na książkach pani Rowling. W sumie w dalszym ciągu nie wiem, czy będzie to Sevmione czy Dramione (bo na razie innych pomysłów nie mam), a do mojego wyobrażenia pasuje to i to.
    1) Sevmione - Hermiona ma szlabany ze Snape'm, i to nie byle jakie. Do końca roku! Więc, będzie miała wiele czasu, by poznać Severusa i w końcu zrozumie, że go kocha i ... ech, chyba za dużo Sevmione się naczytałam xD
    2) Dramione - Draco ją przecież POLUBIŁ!!! Czy to nie równa się miłości?! Oczywiście, że tak, tylko jeszcze się nie potrafi do tego przyznać!
    3) A może... może oboje się w niej zakochają? I ona będzie musiała wybrać?
    Hmm... sama nie wiem, która opcja najbardziej mi się podoba, ale chyba najbardziej kibicuję Draco :D Bo przecież ona NIE MOŻE być z Ronem Po prostu nie. Nie cierpię go, jak mało kogo.
    Przechodząc do fabuły, to naprawdę jest bardzo wciągająca. Akcja rozwija się powoli, to dobrze. Intryguje mnie postać Selene. Była śmierciożerczyni? Stąd zna Draco? Co grozi bohaterom, mimo że wojna się skończyła? I wreszcie najważniejsze: Jak Snape'owi udało się przeżyć? Przecież chyba nie jest nieśmiertelny, chociaż ... Podczas pytania nasuwało mi się tyle pytań, że może nie będę wszystkich, bo bym do sylwestra nie skończyła :P Ale naprawdę bardzo Ci gratuluję i stylu pisania, który znacznie się poprawił od początku pisania, i który przyciąga uwagę czytelnika. Twoje słowa potrafią sprawić, że czuję to wszystko co bohaterowie. Dreszcze na plecach, w chwilach grozy, ciepło rodzinne aż bije od Twoich postaci... To jest niesamowite <3
    Oprócz pani Delacour... ekhem... Selene, zainteresowała jeszcze postać Ginny. W mojej głowie powstała od razu ekspertyza, która tłumaczyłaby jej zachowanie. Może ona myśli, że Harry zakochał śię w naszej Mionce i jest zazdrosna? Albo coś knuje ... xP
    Dobra, już kończę i mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać :D
    No i oczywiście dodaję do obserwowanych :D
    Weny ;*
    Więcej czasu ;*
    Ściskam Cię mocno ;*
    e_schonheit ;*

    PS Niestety w sprawie żeglarstwa Ci nie pomogę, bo nie wiem nic na ten temat, ale mam nadzieję, że znajdziesz potrzebne informację i zaczniesz pisać kolejną historię, którą z przyjemnością przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocna muzyka rockowa? A jakie zespoły mi polecisz? :)

      Usuń