—
Pulvis Arefe? Elfi pył? — spytała Hermiona, patrząc na Snape’a z
niedowierzaniem. — Przecież to niemożliwe!
— Dopiero trzymałaś go w rękach,
Granger. Możesz mi wierzyć, że jest jak najbardziej realny i prawdziwy. Dodatkowo,
to nie do końca… że się tak wyrażę, „czysty” Pulvis Arefe, bo gdy dokładniej
się przyjrzysz i ogarniesz te swoje kudły, być może zdołasz dostrzec opiłki
złota, które wzbogacają i wzmacniają jego właściwości.
Hermiona mimowolnie wyciągnęła rękę
w jego stronę, jakby chcąc dotknąć mitycznego składnika. Jednak pod wpływem
ostrego wzroku Mistrza Eliksirów równie szybko ją cofnęła.
— Chyba nie myślisz, że pozwoliłbym, abyś
miała z nim do czynienia więcej niż ten raz, gdy nie miałem o tym pojęcia. —
prychnął złośliwie, odsuwając fiolkę daleko poza jej zasięg. — Lepiej dla
ciebie, jeśli zdążyłaś przypatrzyć się dobrze, bo szczerze wątpię, byś
kiedykolwiek jeszcze natrafiła na niego.
Chcąc, nie chcąc, musiała mu
przyznać rację. Pulvis Arefe nie był czymś, do czego dostęp mieli zwykli
śmiertelnicy. Ba! Nawet wspominano o nim tylko w nielicznych księgach, a ona
sama natrafiła na wzmiankę o nim podczas poszukiwań w Dziele Ksiąg Zakazanych.
Hermiona zaś nie byłaby Hermioną, gdyby nie zapisała sobie w pamięci tak
interesującego faktu, zwłaszcza, gdy mógł coś znaczyć. A ponieważ fiolka, która
jakimś cudem trafiła w posiadanie profesora Snape’a, wydawała się być
opróżniona do połowy, Gryfonka zaczęła się zastanawiać, czy nie był to jakiś
trop. Niestety, by się tego dowiedzieć, musiała subtelnie podpytać nauczyciela.
To jednak stanowiło niemały kłopot, gdyż Snape należał do nadzwyczaj
podejrzliwych ludzi. Nie wspominając już o tym, że wręcz jej nie znosił,
uważając za przemądrzałą Wiem-To-Wszystko, co z przyjemnością wytykał Hermionie
na każdej lekcji. Ta nie miała również gwarancji, że Mistrz Eliksirów zechce
odpowiedzieć na jej pytania… Zwłaszcza odpowiedzieć na nie zgodnie z prawdą.
— Jakie właściwości? — zastanowiła
się głośno, mając nadzieję, że może wymknie mu się coś, co być może nakieruje
ich, czy trop Pulvis Arefe był trafny.
Brwi Snape’a nieomal nie zniknęły
pod krawędzią czarnych, lekko tłustych włosów.
— Czyli jednak jest coś, czego nie
wiesz? No proszę, cóż za niespodzianka — zakpił. — Trzeba uwiecznić ten dzień
dla potomnych! Pozwolisz, że zaznaczę dzisiejszą datę w kalendarzu? Mimo to nie
możemy pozwolić, żeby twoja reputacja Panny Wiem-To-Wszystko ucierpiała… Otóż
Elfi Pył ma szereg różnych zastosowań, pomimo tego, że jego zdobycie jest niemal
niemożliwe… A przynamniej graniczy z cudem.
— W takim razie skąd pan go ma?
Zacisnął zęby, patrząc na nią ostro.
— Jeśli chcesz dowiedzieć się
czegokolwiek więcej, proponuję ci chwila nie przerywać i przestać zadawać
idiotyczne pytania. Natomiast to, jak ta fiolka trafiła w moje posiadanie nie
jest w najmniejszej części twoją sprawą.
To tylko podsyciło ciekawość Hermiony, lecz tym
razem dziewczyna ugryzła się w język, nie chcąc, by profesor Snape skończył
opowiadać. Już pomijając względy tego, że ta informacja mogła być bardzo
przydatna, po prostu ją to ciekawiło. Ciekawość
zabiła kota, podpowiedział usłużnie jej umysł, może w twoim przypadku historia skończy się podobnie? Hermiona
zignorowała jednak to, zajęta tym, że może się czegoś dowiedzieć. Eliksiry
wprawdzie nie były jej ulubioną dyscypliną magiczną (a już zwłaszcza ich
nauczyciel!) ale, fakt faktem, lubiła to, że spod jej rąk wychodziło coś, co
powstawało w wyniku połączenia kilku na pozór banalnych ingrediencji. Musiała
przyznać, że była to magia sama w sobie, chociaż różdżki używało się raczej
nieczęsto.
— … Właśnie ten szereg zastosowań powoduje, że jest
tak cenny. Przede wszystkim jednak wynika to z tego, że Pulvis Arefe używa się
w różnego rodzaju eliksirach uzdrawiających, a jego szczypta położona na ranę
sprawia, że ta bardzo szybko się goi, niezależnie od tego, jak ta jest poważna…
Pod tym względem jest równie skuteczny, co Eliksir Rodwana. Ale jak mówiłem, zbyt rzadko się go spotyka,
by wykorzystywać go do takich głupot. Poza tym występuje w niektórych
czarnomagicznych miksturach…
— Czarnomagicznych? — powtórzyła za nim Hermiona,
żałując, że nie ma przy sobie pergaminu i inkaustu, by słowo w słowo zapisać,
co mówił.
Jej pytanie spotkało się z bardzo widocznym
niezadowoleniem Snape’a.
— Tak, Granger, tak właśnie powiedziałem — warknął.
— Nie mam zamiaru się powtarzać!
— Przepraszam, profesorze.
Mina Mistrza Eliksirów dobitnie świadczyła o tym, że
ani myśli jej wybaczyć.
— I masz za co! — stwierdził jadowicie, po czym
kontynuował: — Jeśli chodzi o same
właściwości, dotyczą one przede wszystkim lecznictwa. W większej ilości to po
prostu trucizna, która swoją mocą dorównuje Doloriserum; w razie gdyby kiedyś
przyszło ci na myśl próbować pożyczyć sobie szczyptę lub więcej. Wystarczy jeden
dodatkowy gram, by zamiast komuś pomóc, skazać go na godziny agonii przed
śmiercią, której nie sposób uniknąć. Podobnie wygląda to w przypadku warzenia
eliksirów z jego dodatkiem. Tylko Mistrz Eliksirów może sobie poradzić z tak
kapryśnym składnikiem — podsumował z dziwną miną. — A i tak niektórym się nie
udało.
— Co się z nimi stało? — Hermiona spodziewała się,
jaka odpowiedź padnie, ale mimo to ta uderzyła w nią z siłą fali tsunami.
— Nie żyją. — Głos Snape’a był całkowicie
beznamiętny. Zdawać się mogło, że mówił o czymś tak samo prozaicznym jak
zjedzenie obiadu lub położenie się spać. — Czy te twoje kłaki utrudniają ci
odbieranie informacji?
Zignorowała ten przytyk, skupiając się na tym, co
powiedział wcześniej. Przecież nie mogło być, żeby tak szybko się zdradził…
Prawda?
— A pan? — Widząc pytające spojrzenie profesora,
Hermiona sprecyzowała: — Potrafi pan uwarzyć takie eliksiry?
Odpowiedział niemal błyskawicznie:
— Zważywszy na to, że stoję tutaj i prowadzę z tobą
tą bezsensowną dyskusję, odpowiedź wydaje się oczywista.
Jeśli to, co powiedział, było prawdą – a Hermiona
szczerze wątpiła, by Snape tylko pusto się przechwalał – zdarzyło mu się warzyć
już takie eliksiry. Tłumaczyło to do połowy opróżnioną fiolkę. Gryfonkę
zastanawiało tylko przeznaczenie tych mikstur; wolała jednak nie nadwyrężać
poważnie już nadwątlonej cierpliwości Snape’a i nie wypytywać go dalej.
Stanowiło to dość potężną pokusę, której trudno było się oprzeć.
Akurat rozmyślała nad szansami, jakie miała, by
wyjść z lochu żywą i całą po zadaniu interesującego ją pytania, gdy dobiegł ją
jego głos:
— Zastanawia mnie jedynie, skąd
wiesz o Pulvis Arefe, Granger? Z moich wiadomości wynika, że podobna wiedza z
reguły nie jest dostępna dla uczniów, nawet dla was, a nie przypominam sobie,
bym wspominał o nim na lekcji lub zadawał o nim esej.
Tia.
Chyba nie ma sensu nawet próbować, pomyślała z przekąsem Hermiona,
zastanawiając się nad własną odpowiedzią. Bo przyznanie się, z jakiego źródła
miała takie informacje, nie wchodziło w grę – mimo wcześniejszych zapewnień, że
Snape nie ma ochoty bawić się w wyjaśnianie przyczyn jej śmierci, nadal nie
była taka pewna, iż nic by jej się nie stało. Szczególnie, gdyby w jakiś sposób
profesor dowiedział się o celu poszukiwań.
— Gdzieś przeczytałam — odparła w
końcu, doszedłszy do wniosku, że powiedzenie części prawdy będzie
najbezpieczniejszą opcją.
— Doprawdy? Znane mi są tylko trzy
tytuły, w których Pulvis Arefe został wspomniany, a dziwnym zbiegiem
okoliczności, jeden z nich znajduje się w Dziale Ksiąg Zakazanych, podczas gdy
pozostałe dwa w moim posiadaniu. Ponieważ zaś nie mam w zwyczaju pożyczać
swoich ksiąg byle komu, a o włamaniu do mojej prywatnej biblioteki bez
wątpienia bym wiedział…
— No wie pan co! — zaprotestowała z
oburzeniem Hermiona, w środku drżąc z przerażenia.
— Teraz pozostaje tylko pytanie, jak to się stało,
że w pani ręce trafiły Najczarniejsze
Eliksiry — kontynuował.
Hermiona zaklęła w myślach. Dlaczego
nie mogła powstrzymać swojej ciekawości? Gdyby tylko milczała, nie musiałaby
teraz obawiać się…
— Dobrze było wiedzieć, do jakich
środków może uciec się Voldemort, szczególnie mając pod ręką dobrego Mistrza
Eliksirów.
To była prawda. Czego by nie
powiedzieć o Snape’ie, nie można było mu odmówić talentu w dziedzinie, której
nauczał. W swoim fachu był jednym z najlepszych i nie dało się tego
zakwestionować. Jednak pomimo tego, skądinąd, ukrytego komplementu, Snape nie
wydawał się zadowolony, że wspomniała o jego roli, którą odegrał u boku Lorda
Voldemorta.
— Chyba zapominasz, z kim
rozmawiasz, Granger — wysyczał, patrząc na nią, jakby była czymś ohydnym, co
przyczepiło mu się do buta.
— Nie, panie profesorze.
Wykrzywił się do niej po raz
ostatni, po czym odłożył flakonik na półkę, przywołał czarny, oprawiony w skórę
notatnik i pióro, by wyskrobać szybko
parę znaków. Gdy skończył, podsunął go Hermionie pod nos. Na czystym pergaminie
widniało zapisane jego pismem:
Gryffindor
- 5
punktów (bezczelność)
- 5
punktów (bezczelność)
- 10
punktów (brak szacunku dla nauczyciela oraz bezczelne insynuacje)
— Co? — wykrztusiła. — Sir? — dodała szybko, widząc, że przymierza się,
by odjąć jej domowi kolejne punkty.
Na jego twarz wpłynął szyderczy
uśmiech zadowolenia.
— To nauczy cię zwracać się z szacunkiem do
osób, które na to zasługują. Ostrzegałem cię. Od teraz za każde twoje
wykroczenie – a nie wątpię, że będzie ich wiele – będę zapisywał punkty, które
potem odejmiemy twojemu domowi.
— Ale…
— Zamierzasz protestować? — Zamoczył
pióro w atramencie, przyłożył je do kartki i spojrzał na nią z oczekiwaniem. —
Z przyjemnością dodam do naszej listy jeszcze kilka pozycji.
W
to to ja nie wątpię! pomyślała Hermiona, jednak na głos tylko
zaprotestowała z oburzeniem:
— To niesprawiedliwe!
— Nikt nie mówił, że życie jest fair,
Granger. Jeśli jeszcze tego nie przyjęłaś do wiadomości, dobrze ci radzę zacząć
się do tego przyzwyczajać. Czym szybciej pozbędziesz się takiego myślenia, tym
lepiej dla ciebie. — Pomimo tonu Mistrza Eliksirów, Hermiona miała wrażenie, że
faktycznie w tej kąśliwej uwadze zamaskowana jest rada.
— Pan po prostu nie lubi mnie,
ponieważ jestem Gryfonką.
— Poprawka. Nie lubię cię, bo jesteś
męczącą Wiem-To-Wszystko, która nie dość że wysadziła moją klasę, niemal zabiła
nas oboje, to zaraz upuści składniki na podłogę. Zaś twoja przynależność do
domu tylko to wszystko cementuje — wycedził. — Weź się w końcu do roboty!
Przypomnę ci, że to szlaban, a nie spotkanie towarzyskie. Gdy wrócę, to —
wskazał na stojące wokół niej słoiki — ma być skończone! Ach… I jeszcze jedno.
— Nagle wyciągnął z kieszeni malutką fiolkę wypełnioną przejrzystym płynem,
który do złudzenia przypominał wodę. — Wiesz, co to jest, Granger?
Przełknęła ślinę, w ułamku sekundy zdając
sobie sprawę z tego, że bynajmniej nie była to zwykła woda.
— Veritaserum?
— Mógłbym podarować pani domowi za
tę błyskotliwą odpowiedź… — sarknął, a jego warga delikatnie zadrgała w parodii
uśmiechu. — Doskonale… Mam nadzieję, że wiesz, do czego służy.
— Wiem — szepnęła, nagle bojąc się
kierunku, w którym zmierzała ta rozmowa. Mogła sobie znać (kiepsko, bo kiepsko)
oklumencję, ale z Veritaserum nie poradziłaby sobie. Wprawdzie istniało na nie
antidotum, ale było dla niej całkowicie niedostępne.
— Widzisz, Granger, kiedyś mogłoby
się zdarzyć, że ta ręka nieopatrznie by mi zadrżała… — Przechylił delikatnie
fiolkę, parodiując gest wylewania płynu. — Dziwnym trafem stałoby się to akurat
nad twoją herbatą… sokiem, kawą, czy co ty tam pijesz. Wystarczyłaby jedna
kropla, bym dowiedział się o każdym twoim sekrecie. — Jego usta wykrzywił
sadystyczny grymas. — I mówiąc „każdy”, naprawdę mam to na myśli. A jeśli
wydaje ci się, że zawaham się i nie uczynię tego, by dowiedzieć się, co stało
się w klasie i dlaczego zrobiłaś, co zrobiłaś, jesteś głupsza, niż myślałem. —
Schował Veritaserum na powrót do kieszeni i uśmiechnął się na widok szoku na
twarzy Hermiony. Podobny wyraz miała buzia Pottera, gdy niemal identyczne
przemówienie wygłosił parę lat temu.
Hermiona pokręciła głową i zamrugała,
kiedy gwałtowanie odwrócił się i wyszedł z gabinetu, trzymając w dłoni swoją
cenną fiolkę z Pulvis Arefe. Dopiero kiedy odgłos jego kroków ucichł za
drzwiami, odważyła się odetchnął głębiej. Tak
niewiele brakowało! Jednak strach szybko wyparował, ustępując miejsca
złości, która zaczęła się w niej nagle kotłować. Była wściekła na siebie i na
Snape’a: na siebie, za to, że nie odpowiadała na jego uwagi w równie złośliwym
tonie, na niego, że był nauczycielem, przez co nie mogła tego robić oraz za
jego groźby, zniewagi… Za to, że była zmuszona przebywać w jego towarzystwie
więcej niż było to konieczne (jej umysł pominął fakt, że w lochach znalazła się
poniekąd na własne życzenie). Powoli zaczęła podzielać niechęć Harry’ego i Rona
do nauczyciela i zrozumiała, czemu go nie lubią – pomijając oczywiście ich
wiarę w to, że Snape był zdrajcą.
Za każdym razem, gdy Mistrz Eliksirów otwierał usta,
by wypowiedzieć kolejny uszczypliwy komentarz, aż korciło ją, by odgryźć się mu
w podobnym tonie. Dopiero szorując ostatni z kolei słoik i wyciągając z niego
obrzydliwe ingrediencje, zdała sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy mogła to robić! W końcu niezależnie od
tego Snape i tak odjąłby jej punkty… A tak przynajmniej miałaby satysfakcję z
tego, że nie siedzi po raz kolejny cicho… Już pomijając sam fakt, że chyba nie
było innego sposobu, by udało jej się przetrwać cały rok tego szlabanu.
Nie
masz pojęcia, z kim zadarłeś, Snape, stwierdziła w końcu w myślach i
uśmiechnęła się, obiecując sobie, że kolejny szlaban nie będzie wyglądał tak
samo, jak wcześniejsze. Gdyby w tym momencie mężczyzna przebywał w lochach,
niechybnie ten uśmiech wywołałby w nim mieszane uczucia.